Akwitania |
Akwitania, południowo-zachodni rejon Francji, leżący niedaleko granicy z Hiszpanią, w starożytności zamieszkiwana przez plemiona celtyckie i iberyjskie, o którą dawniej Francuzi toczyli bój z Anglikami, obecnie jest jednym z przyjemniejszych obszarów rolniczych i turystycznych Francji. Nie brakuje tu uroczych miasteczek z malowniczą architekturą - jednym z takich miejsc jest Arcachon, które skradło mi serce ślicznymi domkami, jesienną, złotą, ale także zupełnie nową dla mnie roślinnością i niewielkim portem z lekko kołyszącymi się o świcie statkami.
Gdy dowiedziałyśmy się o wolnym dniu na uczelni i uzyskałyśmy pozytywną odpowiedź od kierowcy na covoiturage -nie miałyśmy żadnych wątpliwości, gdzie spędzimy wolny
dzień! Głównym celem była oczywiście Dune du Pyla- ale zanim opowiem Wam o tej pustynnej, małej krainie, chciałabym zapoznać Was nieco bliżej z Arcachon.
Arcachon - położenie |
Do miasteczka dostałyśmy się ze Stephanie, sympatyczną Francuzką,
pracującą w Arcachon, która opowiedziała nam w drodze o tym, na co warto
zwrócić uwagę spacerując po mieście. Na miejsce dotarłyśmy około ósmej
rano- dlatego też miałyśmy sporo czasu, aby spokojnie przyjrzeć się
architekturze i roślinności.
Ville d'Hiver - "Miasto zimowe" - to jeden z piękniejszych zakątków Arcachon, który tworzą malownicze domki, prezentujące różny styl architektoniczny- zarówno klasyczny, neogotycki jak i charakterystyczną dla tego miejsca architekturę mauretańską.
Ich dziwne nazwy takie jak np. La Figaro, Fantaisie czy Le Moulin świetnie komponują się z tym miejscem, podobnie jak otaczająca je złota, ciepła jesień z pomarańczowo-złotymi koronami. Spacerując po małych uliczkach z takimi domkami ma się wrażenie, że czas się tu zatrzymał - Ville d'Hiver wydawało mi się być zupełnie odrębnym, zapomnianym, zacisznym zakątkiem, oddalonym od ludzi, od jakiejkolwiek cywilizacji.
Podejrzewam, że takie spostrzeżenia były spowodowane wczesną porą, w której przyszło nam zwiedzać to miejsce - w tych malutkich uliczkach nie spotkałyśmy żywej duszy.
Jedną z ładniejszych części zimowego miasteczka jest Parc Mauresque, w którym przywitała nas mała, ruda wiewiórka. Bardzo się cieszę, że mogłyśmy go zobaczyć wczesnym rankiem, kiedy park dopiero budził się do życia i kiedy nie było w nim żadnych turystów - spokojnie, bez pośpiechu mogłyśmy przejść się słonecznymi alejkami i chłonąć ciszę.
Słońce wkradające się do parku |
Nie brakuje tu historii i wspomnienia odwagi dzielnych Francuzów |
Parc Maresque został zaprojektowany w duchu angielskich ogrodów - bez trudu spotkacie tutaj mnóstwo kwietników, krzewów, wodospadów w skałach, różnorodną roślinność- palmy, miłorzęby, sosny pinie i wiele innych.
Widok na miasteczko z parku |
Kiedy już nacieszyłyśmy się ciszą, ruszyłyśmy w stronę oceanu- na ulicach dopiero zaczęli pojawiać się ludzie, a więc centrum Arcachon, podobnie jak Ville d'hiver i Parc Muresque dopiero budziło się do życia! Zresztą - na plaży nie było inaczej! Tutaj też mogłyśmy cieszyć się chłodnym, rześkim porankiem i obserwować pojawiających się gdzieniegdzie pierwszych porannych biegaczy.
Plaża dopiero była przygotowywana na popołudniowe oblężenie turystów |
W Arcachon, podobnie jak w Cap Feret, nie brakuje małych statków będących chyba znakiem rozpoznawczym tej części wybrzeża |
Wybrzeże budzące się do życia |
Arcachon jest znane także z niewielkiego uroczego, osiemnastowiecznego portu. |
Jednak aby nie pisać pochwalnej pieśni na cześć Arcachon, muszę wam
przyznać, że niektóre jego elementy takie jak np.czerwony dywan przed
budynkiem, który widzicie powyżej, w mojej opinii są zbyt kiczowate i
psują nieco klimat tego magicznego miejsca, podobnie jak centrum turystyczne. Nie jestem jednak obiektywna, bo z natury wolę zaciszne miejsca, w których nie ma tłumów, dlatego też mając świadomość, że takie miejsca muszą tętnić życiem, aby przyciągnąć turystów i rzecz jasna- pieniądze, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że miasteczko to jest godne zobaczenia- podobnie jak inne miejsca Basenu Arcachon.
Kiedy już nacieszyłyśmy się portem i plażą i zrobiło się na tyle ciepło, że mogłam wskoczyć do wody, popływać i przestać marudzić Natalii, że "przecież ja się jeszcze dzisiaj nie kąpałam w oceanie!", ruszyłyśmy w poszukiwaniu dworca, aby w końcu dotrzeć do naszej wyczekiwanej z utęsknieniem "Pyli". Krótką fotorelację z tego miejsca i opis tego, co nas tam spotkało, zamieszczę jutro. Mam nadzieję, że daliście radę przebrnąć przez tekst i zdjęcia- bo korzystając z rady przyjaznej mi duszyczki i troszcząc się o jej wrażenia estetyczne, postanowiłam ich zamieścić nieco więcej niż w poprzednim poście.
À bientôt! :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz