... bo faktycznie możesz własną ręką
pomacać pozłacanych bram „pałacyku” i spojrzeć na przepych
wylewający się bezwstydnie z każdego kąta, sufitu, z każdej
ściany – to wtedy dziwisz się mocno, truchlejesz w sercu i pytasz
sam siebie - po co komu, do licha, takie ogromne zamczysko?
Największy pałac świata- wiwat,
wiwat Francja! Symbol władzy. Symbol ancien régime. Król Słońce
nieźle to sobie wymyślił, skoro dzisiaj Wersal jest jednym z
najpopularniejszych zabytków na świecie.
Może Ludwik miał kompleksy na punkcie
rozmiaru, a może, co chyba bardziej prawdopodobne (chociaż, kto go
tam wie?) takie to były czasy, że władza wychylała się bez
skrępowania ponad samego Boga – efektem zuchwałości i bezwstydu
są właśnie takie pałacyki jak ten w Wersalu.
Czy spodziewałam się ujrzeć to, co tam
zobaczyłam? Sama nie wiem. Spodziewałam się ujrzeć olbrzyma i
olbrzyma ujrzałam. Czy się zachwyciłam? Chyba tak. Na swój
własny, natkowy sposób. Poczułam się jeszcze mniejsza niż
zwykle- to na pewno. Czy polecam? Jasne, chociażby tylko po to, aby
samemu się przekonać czy powiedzenie ”pałac jak w Wersalu”
wciąż ma dla Was takie samo znaczenie jak wcześniej.
Stopik do Wersalu...?!
Nie tym razem. Nie jesteśmy szalone
(no, może czasami). Po raz pierwszy we Francji wsiadłyśmy w pociąg
i z dworca Montparnasse (gubiąc się oczywiście po drodze
niejednokrotnie- nihil novi) pomknęłyśmy do odległego o 18
kilometrów od centrum Paryża Versaille. Jak się domyślacie,
nie była to długa podróż i po około pół godzinie byłyśmy na
miejscu.
|
Podmiejskim jadę! |
Bagietki, banany i jogurty kupione –
a więc po królewsku! Można ruszać na salony!
Buuum. Pierwsze zderzenie z
rzeczywistością. Nie tylko my wpadłyśmy na genialny pomysł
spacerowania po pokojach króla. Kolejka jak stąd do.. Szczecina :).
Nie zniechęcamy się jednak! Całkiem szybko idzie. Polskie
audioprzewodniki na uszy i voilà! Jesteśmy w komnatach wielkiego
Ludwika.
|
A ci czego tutaj?! |
|
Galeria obrazów |
|
Niby pałac, a lustra brudne! :) |
Wielu uważa Wersal za najpiękniejszy
pałac na świecie. Jako że ja wielu pałaców w swoim życiu nie
widziałam, nie mogę stwierdzić, że akurat ten jest
najwspanialszy. Jest całkiem ładniutki, to fakt. I pełen historii
– co jest bardziej pociągające i zachęcające do zwiedzania.
|
Trianon- chatka Antosi |
Ominęły go nawet błyskawice gniewu
Rewolucjonistów. Napoleon może nie kochał tego miejsca, ale
przyszło mu tu spędzić całkiem sporo czasu. To w Wersalu w 1891
r. król Prus ogłosił powstanie cesarstwa niemieckiego i
proklamował się jego pierwszym cesarzem. To tutaj przyjęto
konstytucję Trzeciej Republiki. I uwaga! Pamiętacie co nieco z
lekcji historii? Mówili o traktacie wersalskim, coś tam obija się
o uszy? To w wersalskiej Galerii Zwierciadlanej podpisano pokój z
Niemcami, kończący I wojnę światową.
To wystarczające
powody, aby przekonać się na własne oczy, jak Wersal wygląda
naprawdę. Bardzo podobało mi się samo zwiedzanie. No może nie
fakt, że ledwo mogłam oddychać przez ciągnące się tłumy
turystów i że momentami było mi tak sennie (wina Wojtka i
Walczaka- kłótnie o to kto pierwszy NIE skorzysta z łazienki-
serio, nie żartuję..) , że nie docierało do mnie, o czym nadaje
mi do ucha Pani Polka z audioprzewodnika. Smutno mi również, że
widząc sale w których mogłabym wyobrazić sobie mnie przyodzianą
w piękną, bufiastą, królewską suknię (większą ode mnie samej)
w objęciach królewicza o przepięknych szmaragdowych oczach
(Niemiec!), zgrabnie tańczącą
walca - wyobraźnia się buntowała, bo jedyne co mogłam
zobaczyć to szanowne plecy Pani czy Pana Turysty.
|
Prawie jak pielgrzymka |
|
A niech to, znowu lustro. |
Jednak mimo tych
wszystkich nieudogodnień – Wersal był interaktywny, chętnie
rozmawiał, wchodził w dyskusję i zapewnił fascynującą opowieść
o swoich dziejach w moim ojczystym języku (chwała Bogu), pokazał w
ciekawy sposób historię swojego powstawania, opowiedział nie
nudząc wcale o tej czy o innej sali, o tym czy o tamtym obrazie.
Pokazał przepiękne komnaty królewskich dziewcząt, gdzie mogłam
oczami wyobraźni wyłożyć się na ogromnym łożu i obudzić się
wśród służby skaczącej nade mną i pragnącej pomóc w ubraniu
gorsetu (a to akurat przezabawna wizja!). Zaprosił mnie w swoje już
zapadające w sen zimowy ogrody, którym jednak nie można było
odmówić wdzięku i urody. Doświadczył mnie rozległością
parków, dzięki czemu mogłam we własnych nogach (znowu) odczuć
trasy spacerowe Marii Antoniny czy bawiących się królewskich dzieci.
To
tutaj mogłam poskakać wśród liści i pomodlić się do bogów
lasu. Jasne, że liście są wszędzie. Ale to są liście
WERSALSKIE. No przecież, bo na ziemi Ludwika. Biedulek, pewnie
gotuje się z oburzenia widząc te tłumy przechadzające się po
twierdzy w tak beztroski, zombiarski, bezmyślny sposób.
Wersal zmęczył mnie niesamowicie.
Ale musicie wiedzieć, że .. chyba chciałabym tutaj wrócić. Tylko
z jednego powodu. Chciałabym zobaczyć ogrody wiosną, a najlepiej
latem. Pomoczyć stópki w wodzie. Usłyszeć szum fontanny. Przejść
CAŁE ogrody, zachwycić się perfekcją, która tutaj nie jest
dziełem natury i przypadku- wszystko zostało bowiem wykreowane
przez człowieka. Wyłożyć się na trawie, poczuć promienie słońca
muskające mój piegowaty nos. I mimo że Pani Jesień jest niezwykle
urokliwa- mnie kusi ciepło i zapach wiosny czy lata, który mogłabym
chłonąć w cieniu wersalskich ogrodów, przechadzając się po nich
w zamyśleniu, samotnie niczym królowa Francji, Maria Antonina. A
może jednak nie samotnie, a... trzymając kogoś kochanego za rękę
i uśmiechając się do niego z dziecięcą ufnością, której chyba...
wciąż mi nie brakuje :).
|
Zamknij oczy i wyobraź sobie spacer w samotności - tylko Ty, myśli, droga |
0 komentarze:
Prześlij komentarz