Jak nie dać się zwariować, gdy świat wariuje? Campowe refleksje.

sobota, 18 lipca 2015

Chciałabym móc napisać, że wszystko jest idealnie, że szczęście wylewa się z każdej części mojego ciała, że nie miewam zwątpień i załamań. Chciałabym napisać, że spełniam się tu podróżniczo, że realizuję wszystkie punkty ze swojej listy. Chciałabym szczerze wyznać, że samotność jest tylko cieniem przeszłości. Chciałabym móc napisać o wspaniałych przygodach, dobroci ludzi i przyjaźni. Chciałabym jednak też być wobec Was szczera, dlatego po prostu napiszę, co tutaj przeżyłam, czym żyję każdego dnia i jak zapatruję się na kolejne 2 miesiące w Stanach.

Nie wiem, gdzie uciekł ostatni miesiąc mojego życia. Minął tak niesamowicie szybko! Czuję odrętwienie i brak samorozwoju, a jednocześnie ogromną zmianę i kolejne doświadczenia, które chyba po raz kolejny zmieniły moje spojrzenie na życie.
  1. Praca
Pracę zaczynam o godzinie 6, pracuję codziennie około sześciu godzin, czasami mniej- zależy od dnia. Tyle ubrań to ja się w życiu jeszcze nie naprałam, a słowo towel tak szybko nie wypadnie z mojej pamięci! :) Pracuję z trzema Amerykankami. Mimo że kobitki nie są w moim wieku, delikatnie mówiąc- są ciut starsze, to pracuje nam się bardzo dobrze. Jest miło i zabawnie. Nawet moje zaspanie do pracy obróciły w żart. To właśnie z jedną z nich spędziłam wczorajszy urodzinowy wieczór, gdyż ta nieświadoma, że właśnie stuknął mi kolejny rok życia, zaprosiła mnie na wieczorną imprezkę z jej rodziną i przyjaciółmi. I na prawdziwą kolację w Maine- dużego homara (lobster) i owoce morza, które są specjałami tutejszej kuchni. To właśnie dzięki koleżance z pracy, Kim, nie spędziłam urodzin samotnie, a w wesołym towarzystwie Amerykanów i ukochanej Danieli, Meksykanki, najbliższej mi osobie na campie. Kim jest przesympatyczną osobą- okazała mi dużo serca, a gdy śpiewała mi 100 lat wręczając ogromniasty prezent, prawie się nie rozryczałam ze wzruszenia :)

Lobster
    2. Camp
Życie na campie jest dość monotonne. Czas aktywności dzieci wyznaczają tutaj kolejne periody sygnalizowane przez dźwięk dzwonka zawieszonego na ganku.
Gdy obserwuję życie dziewczynek, czuję, że sama mogłabym być camperką. Nie mogą narzekać na nudę. Wycieczki, pływanie, strzelnica, jazda konna, kajaki, żeglarstwo, gitara, skrzypce, aktorstwo, łucznictwo, taniec, ceramika.... To tylko niektóre z zajęć, które dziewczynki mogą tutaj wykonywać. Otoczone kadrą młodych wychowawców, rozwijają dotychczasowe talenty lub odkrywają nowe.

Posiłki jedzą o stałych porach, towarzyszy im gwar dziewczęcych głosów i śpiewane przez cały czas piosenki. Ma to swój specyficzny klimat, choć ja jestem gdzieś obok i nie uczestniczę campowym życiu tak, jak wychowawcy i dziewczynki. Sam camp jest dla mnie jednak miejscem pozytywnym- fantastycznie jest zobaczyć codzienne życie na obozie,które dotychczas widziało się jedynie w amerykańskich filmach. Miejsce też jest wyjątkowe- jezioro, drzewa, lasy … Czasami masz wrażenie, że jesteś na samym końcu świata, bo poza kilkoma pobliskimi domami, w okolicy nie ma zbyt wiele gwaru czy tętniących życiem miejsc.

  1. Ludzie
Różni. Mili, niemili, neutralni. Egoiści, empatyczni, dobrzy, niedbający o wszystko wokół. Jak wszędzie- można spotkać tutaj różne osobowości, choć większość ludków jest raczej miłych. Cały czas bliżej mi do Meksykanów niż do Polaków. Śmieją się, że jestem bardziej meksykańska niż polska. Usłyszałam tu, że jestem za miła. Że się nie wkurzam, że to nienormalne. Cóż, jakoś tak nie potrafię się złościć. Choć chyba czasami powinnam. Co się stało z tą księżniczką, którą byłam? Doświadczyłam tutaj dziwnych uczuć. Poczułam samotność i niechęć do otwierania się. Chciałam oddać ludziom serce, a w stosunku do wielu, serce swe zamknęłam i wcale nie mam ochoty dać się poznać. Ta niechęć mnie wypala, bo przecież nie jestem taka. Serce otwieram dla tych, którzy mnie szanują i chcą słuchać. Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie proste! Dawno nie czułam się nielubiana, a doświadczyłam tego właśnie tutaj. Są jednak ludzie, którzy zawsze witają mnie uśmiechem, miłym słowem, którzy sprawiają, że nie jestem tutaj aż tak bardzo sama. To doceniam, za to dziękuję. I staram się odwdzięczyć tym samym.

  1. Czas wolny
Po pracy mam sporo czasu wolnego. Próbuję tutaj wspinaczki, kajaków, ceramiki, aerobiku, bo możemy korzystać z zajęć przeznaczonych dla dzieci. Biegam, pływam, prawie codziennie jeżdżę na rowerze i urywam się stąd na pobliską plażę. Żeby uciec, choć wcale nie jest mi tutaj źle. Jestem jednak nieprzyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu przez tak długi czas, dlatego uciekam, aby odetchnąć, aby nie czuć się jak w więzieniu. To absurdalne, co piszę, ale takie myśli towarzyszą mi często. Mimo wolnego czasu, nie mam dostępu do samochodu, przez co ciężko jest coś zwiedzić, ruszyć się codziennie poza camp, zrealizować się w podróżniczej naturze. Jestem uzależniona od innych,a ci inni niekoniecznie są tacy jak ja. I to jest około 70% mojego cierpienia tutaj, bo już taka jestem i nic na to nie poradzę, że lubię na maksa wykorzystać czas, że chciałabym zobaczyć wszystko, że pragnę pojechać w góry, do parku narodowego, nad ocean. Nie do sklepu, nie do centrum handlowego, nie do macdonalda.

Do tej pory nie zobaczyłam zbyt wiele. Udało się jednak wykąpać w oceanie i spełnić jedno z marzeń- rafting, spływ rwącą rzeką, co przysporzyło mi niezłej adrenaliny i fantastyczne wspomnienia. Nie będę jednak ukrywać- mimo że staram się być aktywna, czegoś mi tu brakuje. Jeden dzień wolny w tygodniu spędzony w całości poza campem nie jest tym poczuciem wolności, którego potrzebuję. Cały czas próbuję wyrwać się z niewidzialnych kajdan swojego pokręconego jestestwa, co jednego dnia wychodzi mi lepiej, a innego gorzej. Nadzieję mam w miesięcznej podróży, która mnie czeka- dlatego pomniejsze rozczarowania mam nadzieję zamienić na adrenalinę i przygody, których tutaj niesamowicie mi brakuje.

5. No to szczęśliwa czy nie?

Monotonia miesza się tutaj z fascynacją, samotność z pragnieniem dobra, uśmiech ze łzami duszonymi wewnątrz, przyjaźni ludzie z bezlitosnym odrzuceniem. Uczę się cieszyć i czerpać radość z każdego promienia słońca i każdej kropli lodowatej wody, chłodzącej ciało podczas kąpieli w jeziorze, z każdego widoku gwieździstego z nieba, z każdego krzyku sowy, z każdego podmuchu wiatru, popychającego mnie do przodu podczas jazdy rowerem wśród zielonych pagórków, z każdego zwierzenia się naturze, z każdego przyjaznego klepnięcia w ramię, z każdego uśmiechu i troski. Brak mi tutaj choć jednej osoby czującej świat tak, jak ja go czuję- już dawno zauważyłam, że jestem inna, dopiero teraz rozumiem, że na próżno z tym walczyć, na próżno to odrzucać. Czas to polubić i mieć nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto w tej inności dostrzeże nie słabość, a siłę :)


Szczęśliwa mimo wszystkich niepowodzeń i nie żałująca niczego, choć świadoma, że jeszcze dużo czasu potrzeba, aby z ulgą odetchnąć i powiedzieć, że jest dobrze tak, jak jest i że nie chcę zmieniać niczego, żegnam Was, kochani z obietnicą bardziej konkretnego i mniej marudnego posta w najbliższym czasie :)


8 komentarze:

Viv pisze...

Po pierwsze: sto lat, Natalia! :) Spełnienia wszystkich Twoich marzeń, mnóstwo szczęścia, zdrowia i radości na co dzień, bez względu na to, gdzie na świecie akurat będziesz :) :*

Po drugie: post wcale nie jest marudny, wręcz przeciwnie! :) Rozumiem Twoje pragnienie "wyrwania się" i zobaczenia czegoś więcej. Zapewne przez ciągłe siedzenie w jednym miejscu czujesz tę monotonię. Oby to się jeszcze zmieniło! :)
No i zakochałam się w ostatnim zdjęciu z tej notki :) oczu nie mogę oderwać!

Pozdrawiam Cię gorąco z koszmarnie dziś gorącej Polski ;)

PS. Też jestem "inna" więc rozumiem Twój ból... Ale myślę, że on musi kiedyś przeminąć :) Tak więc głowa do góry, Kochana, łap jeszcze te wszystkie amerykańskie chwile i nie przejmuj się jakimiś niemiłymi ludźmi :) duchem jestem z Tobą! :)

Klaudia pisze...

oj, ja też przeżyłam kiedyś taką samotność w podróży. a teraz czeka mnie ona pewnie po raz kolejny, bo wyprowadzam się do Budapesztu, gdzie nikogo nie znam. takie doświadczenie to dobre doświadczenie, mimo wszystko, choć nie ma co się nastawiać, że wszystko będzie super, bo zawsze spotkają człowieka jakieś rozczarowania. ale jestem dobrej myśli - wiem, że nie usiedziałabym dłużej w domu, w tym samym mieście, wśród tych samych ludzi. pozdrowienia!

Peace.Happiness.Family. pisze...

Wszystkiego najlepszego :), bardzo miło ze strony koleżanki, że zaprosiła Ciebie i miałaś udane urodziny :). Ja pamietam jak wyjechałam do Szkocji do pracy i miałam podobne spostrzeżenia co do ludzi, odnośnie Twoich odczuć to jest to normalne, bo nie masz przy sobie osoby, która by Ciebie zrozumiała. Dlatego życzę Tobie, żebyś znalazła taką osobę, żebyście mogli razem czerpać radość z życia :)

Natalia pisze...

Dziękuję pięknie Viv!! Faktycznie udało mi się ostatnimi dniami trochę wyrwać, więc jest znacznie lepiej! Dziękuję Ci za wsparcie i lecę nadrabiać zaległości na Twoim blogu :)

Natalia pisze...

I to jest ten argument, który zawsze będzie pchał mnie do nowych miejsc, bez względu na to, czy doświadczę tam samotności czy nie- nie chcę siedzieć w jednym, bezpiecznym miejscu, chcę poznawać nowe :) Teraz, gdy jest mi już lepiej, gdy trochę się zdystansowałam i przemyślałam, uważam że to dobre doświadczenie- być tutaj, nawet jeżeli nie wszystko jest tak, jak sobie w głowie wymyśliłam. I to jest fajne, że człowiek staje się bardziej odważny, nawet jeżeli spotykają go pewne rozczarowania :) Pozdrawiam :)

Natalia pisze...

Dziękuję pięknie! I ja sobie tego życzę, jak niczego innego ;) Pozdrawiam ciepło :)

Klaudia pisze...

korzystaj ze środków Unii ile się da, fajna sprawa i żal po to nie sięgnąć. do Budapesztu jadę jakoś 7-9 sierpnia na półroczne praktyki, jeszcze o tym na pewno wspomnę na blogu. pozdrowienia!

Klaudia pisze...

dziękuję :)

a wiesz, zaskoczę Cię - wcale nie jeździłam dużo autostopem (całe 60 km ;p), więc ciężko powiedzieć. ale podejrzewam, że nie ma z tym dużego problemu - w Słowenii są bardzo dobre drogi, dobrze oznaczone, a ludzie na ogół bardzo mili, choć autostop to i tak zawsze kwestia szczęścia. a jeśli chodzi o Słowenię, mnie też tam wcześniej za bardzo nie ciągnęło, cały czas miałam wrażenie, że to takie byle jakie państwo, w którym nic ciekawego nie ma, dlatego cieszę się, że miałam okazję pojechać na projekt właśnie tam.

Prześlij komentarz