Chciałabym móc napisać,
że wszystko jest idealnie, że szczęście wylewa się z każdej
części mojego ciała, że nie miewam zwątpień i załamań.
Chciałabym napisać, że spełniam się tu podróżniczo, że
realizuję wszystkie punkty ze swojej listy. Chciałabym szczerze
wyznać, że samotność jest tylko cieniem przeszłości. Chciałabym
móc napisać o wspaniałych przygodach, dobroci ludzi i przyjaźni.
Chciałabym jednak też być wobec Was szczera, dlatego po prostu
napiszę, co tutaj przeżyłam, czym żyję każdego dnia i jak
zapatruję się na kolejne 2 miesiące w Stanach.
Nie wiem, gdzie uciekł
ostatni miesiąc mojego życia. Minął tak niesamowicie szybko!
Czuję odrętwienie i brak samorozwoju, a jednocześnie ogromną
zmianę i kolejne doświadczenia, które chyba po raz kolejny
zmieniły moje spojrzenie na życie.
- Praca
Pracę zaczynam o
godzinie 6, pracuję codziennie około sześciu godzin, czasami
mniej- zależy od dnia. Tyle ubrań to ja się w życiu jeszcze nie
naprałam, a słowo towel tak szybko nie wypadnie z mojej
pamięci! :) Pracuję z trzema Amerykankami. Mimo że kobitki nie są
w moim wieku, delikatnie mówiąc- są ciut starsze, to pracuje nam
się bardzo dobrze. Jest miło i zabawnie. Nawet moje zaspanie do
pracy obróciły w żart. To właśnie z jedną z nich spędziłam wczorajszy urodzinowy wieczór, gdyż ta nieświadoma, że właśnie
stuknął mi kolejny rok życia, zaprosiła mnie na wieczorną
imprezkę z jej rodziną i przyjaciółmi. I na prawdziwą kolację w Maine- dużego
homara (lobster) i owoce morza, które są specjałami tutejszej
kuchni. To właśnie dzięki koleżance z pracy, Kim, nie spędziłam
urodzin samotnie, a w wesołym towarzystwie Amerykanów i ukochanej Danieli, Meksykanki, najbliższej mi osobie na campie. Kim jest przesympatyczną osobą- okazała mi dużo serca, a gdy śpiewała mi 100 lat wręczając ogromniasty prezent, prawie się nie rozryczałam ze wzruszenia :)
2. Camp
Życie na campie jest
dość monotonne. Czas aktywności dzieci wyznaczają tutaj kolejne
periody sygnalizowane przez dźwięk dzwonka zawieszonego na ganku.
Gdy obserwuję życie
dziewczynek, czuję, że sama mogłabym być camperką. Nie mogą
narzekać na nudę. Wycieczki, pływanie, strzelnica, jazda konna,
kajaki, żeglarstwo, gitara, skrzypce, aktorstwo, łucznictwo,
taniec, ceramika.... To tylko niektóre z zajęć, które dziewczynki
mogą tutaj wykonywać. Otoczone kadrą młodych wychowawców,
rozwijają dotychczasowe talenty lub odkrywają nowe.
- Ludzie
Różni. Mili, niemili,
neutralni. Egoiści, empatyczni, dobrzy, niedbający o wszystko
wokół. Jak wszędzie- można spotkać tutaj różne osobowości,
choć większość ludków jest raczej miłych. Cały czas bliżej mi
do Meksykanów niż do Polaków. Śmieją się, że jestem bardziej
meksykańska niż polska. Usłyszałam tu, że jestem za miła. Że się nie wkurzam, że to nienormalne. Cóż,
jakoś tak nie potrafię się złościć. Choć chyba czasami
powinnam. Co się stało z tą księżniczką, którą byłam?
Doświadczyłam tutaj dziwnych uczuć. Poczułam samotność i
niechęć do otwierania się. Chciałam oddać ludziom serce, a w
stosunku do wielu, serce swe zamknęłam i wcale nie mam ochoty dać
się poznać. Ta niechęć mnie wypala, bo przecież nie jestem taka.
Serce otwieram dla tych, którzy mnie szanują i chcą słuchać.
Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie proste! Dawno nie czułam się
nielubiana, a doświadczyłam tego właśnie tutaj. Są jednak ludzie, którzy zawsze
witają mnie uśmiechem, miłym słowem, którzy sprawiają, że nie
jestem tutaj aż tak bardzo sama. To doceniam, za to dziękuję. I
staram się odwdzięczyć tym samym.
- Czas wolny
Po pracy mam sporo czasu
wolnego. Próbuję tutaj wspinaczki, kajaków, ceramiki, aerobiku, bo
możemy korzystać z zajęć przeznaczonych dla dzieci. Biegam,
pływam, prawie codziennie jeżdżę na rowerze i urywam się stąd
na pobliską plażę. Żeby uciec, choć wcale nie jest mi tutaj źle.
Jestem jednak nieprzyzwyczajona do siedzenia w jednym miejscu przez
tak długi czas, dlatego uciekam, aby odetchnąć, aby nie czuć się
jak w więzieniu. To absurdalne, co piszę, ale takie myśli
towarzyszą mi często. Mimo wolnego czasu, nie mam dostępu do
samochodu, przez co ciężko jest coś zwiedzić, ruszyć się
codziennie poza camp, zrealizować się w podróżniczej naturze.
Jestem uzależniona od innych,a ci inni niekoniecznie są tacy jak
ja. I to jest około 70% mojego cierpienia tutaj, bo już taka jestem
i nic na to nie poradzę, że lubię na maksa wykorzystać czas, że
chciałabym zobaczyć wszystko, że pragnę pojechać w góry, do
parku narodowego, nad ocean. Nie do sklepu, nie do centrum
handlowego, nie do macdonalda.
Do tej pory nie
zobaczyłam zbyt wiele. Udało się jednak wykąpać w oceanie i
spełnić jedno z marzeń- rafting, spływ rwącą rzeką, co
przysporzyło mi niezłej adrenaliny i fantastyczne wspomnienia. Nie
będę jednak ukrywać- mimo że
staram się być aktywna, czegoś mi tu brakuje. Jeden dzień wolny w
tygodniu spędzony w całości poza campem nie jest tym poczuciem
wolności, którego potrzebuję. Cały czas próbuję wyrwać się z
niewidzialnych kajdan swojego pokręconego jestestwa, co jednego dnia
wychodzi mi lepiej, a innego gorzej. Nadzieję mam w miesięcznej
podróży, która mnie czeka- dlatego pomniejsze rozczarowania mam
nadzieję zamienić na adrenalinę i przygody, których tutaj
niesamowicie mi brakuje.
5. No to szczęśliwa
czy nie?
Monotonia miesza się
tutaj z fascynacją, samotność z pragnieniem dobra, uśmiech ze
łzami duszonymi wewnątrz, przyjaźni ludzie z bezlitosnym
odrzuceniem. Uczę się cieszyć i czerpać radość z każdego
promienia słońca i każdej kropli lodowatej wody, chłodzącej
ciało podczas kąpieli w jeziorze, z każdego widoku gwieździstego
z nieba, z każdego krzyku sowy, z każdego podmuchu wiatru,
popychającego mnie do przodu podczas jazdy rowerem wśród zielonych
pagórków, z każdego zwierzenia się naturze, z każdego
przyjaznego klepnięcia w ramię, z każdego uśmiechu i troski. Brak
mi tutaj choć jednej osoby czującej świat tak, jak ja go czuję-
już dawno zauważyłam, że jestem inna, dopiero teraz rozumiem, że
na próżno z tym walczyć, na próżno to odrzucać. Czas to polubić
i mieć nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto w tej inności
dostrzeże nie słabość, a siłę :)
Szczęśliwa mimo wszystkich niepowodzeń i nie żałująca
niczego, choć świadoma, że jeszcze dużo czasu potrzeba, aby z
ulgą odetchnąć i powiedzieć, że jest dobrze tak, jak jest i że
nie chcę zmieniać niczego, żegnam Was, kochani z obietnicą
bardziej konkretnego i mniej marudnego posta w najbliższym czasie :)
8 komentarze:
Po pierwsze: sto lat, Natalia! :) Spełnienia wszystkich Twoich marzeń, mnóstwo szczęścia, zdrowia i radości na co dzień, bez względu na to, gdzie na świecie akurat będziesz :) :*
Po drugie: post wcale nie jest marudny, wręcz przeciwnie! :) Rozumiem Twoje pragnienie "wyrwania się" i zobaczenia czegoś więcej. Zapewne przez ciągłe siedzenie w jednym miejscu czujesz tę monotonię. Oby to się jeszcze zmieniło! :)
No i zakochałam się w ostatnim zdjęciu z tej notki :) oczu nie mogę oderwać!
Pozdrawiam Cię gorąco z koszmarnie dziś gorącej Polski ;)
PS. Też jestem "inna" więc rozumiem Twój ból... Ale myślę, że on musi kiedyś przeminąć :) Tak więc głowa do góry, Kochana, łap jeszcze te wszystkie amerykańskie chwile i nie przejmuj się jakimiś niemiłymi ludźmi :) duchem jestem z Tobą! :)
oj, ja też przeżyłam kiedyś taką samotność w podróży. a teraz czeka mnie ona pewnie po raz kolejny, bo wyprowadzam się do Budapesztu, gdzie nikogo nie znam. takie doświadczenie to dobre doświadczenie, mimo wszystko, choć nie ma co się nastawiać, że wszystko będzie super, bo zawsze spotkają człowieka jakieś rozczarowania. ale jestem dobrej myśli - wiem, że nie usiedziałabym dłużej w domu, w tym samym mieście, wśród tych samych ludzi. pozdrowienia!
Wszystkiego najlepszego :), bardzo miło ze strony koleżanki, że zaprosiła Ciebie i miałaś udane urodziny :). Ja pamietam jak wyjechałam do Szkocji do pracy i miałam podobne spostrzeżenia co do ludzi, odnośnie Twoich odczuć to jest to normalne, bo nie masz przy sobie osoby, która by Ciebie zrozumiała. Dlatego życzę Tobie, żebyś znalazła taką osobę, żebyście mogli razem czerpać radość z życia :)
Dziękuję pięknie Viv!! Faktycznie udało mi się ostatnimi dniami trochę wyrwać, więc jest znacznie lepiej! Dziękuję Ci za wsparcie i lecę nadrabiać zaległości na Twoim blogu :)
I to jest ten argument, który zawsze będzie pchał mnie do nowych miejsc, bez względu na to, czy doświadczę tam samotności czy nie- nie chcę siedzieć w jednym, bezpiecznym miejscu, chcę poznawać nowe :) Teraz, gdy jest mi już lepiej, gdy trochę się zdystansowałam i przemyślałam, uważam że to dobre doświadczenie- być tutaj, nawet jeżeli nie wszystko jest tak, jak sobie w głowie wymyśliłam. I to jest fajne, że człowiek staje się bardziej odważny, nawet jeżeli spotykają go pewne rozczarowania :) Pozdrawiam :)
Dziękuję pięknie! I ja sobie tego życzę, jak niczego innego ;) Pozdrawiam ciepło :)
korzystaj ze środków Unii ile się da, fajna sprawa i żal po to nie sięgnąć. do Budapesztu jadę jakoś 7-9 sierpnia na półroczne praktyki, jeszcze o tym na pewno wspomnę na blogu. pozdrowienia!
dziękuję :)
a wiesz, zaskoczę Cię - wcale nie jeździłam dużo autostopem (całe 60 km ;p), więc ciężko powiedzieć. ale podejrzewam, że nie ma z tym dużego problemu - w Słowenii są bardzo dobre drogi, dobrze oznaczone, a ludzie na ogół bardzo mili, choć autostop to i tak zawsze kwestia szczęścia. a jeśli chodzi o Słowenię, mnie też tam wcześniej za bardzo nie ciągnęło, cały czas miałam wrażenie, że to takie byle jakie państwo, w którym nic ciekawego nie ma, dlatego cieszę się, że miałam okazję pojechać na projekt właśnie tam.
Prześlij komentarz