Nie lubię pożegnań.
Nigdy nie potrafiłam zastąpić lekkiego „do widzenia”, rzuconego niedbale na koniec spotkania, poważnym
i świadomym „żegnaj”. Lubiłam to poczucie, że zawsze można
wrócić. Ostateczności mnie nie dotyczyły.
Może dlatego nigdy nie
byłam świadoma, że czas pożegnania właśnie nadszedł. Że
właśnie się dzieje. Że nie jest gdzieś obok mnie, że to właśnie
JA w nim uczestniczę.
Czasami zastanawiam się - jak mogłam się
tak pomylić? Może podświadomie szukałam w swojej rzeczywistości
filmowych scen pożegnań? Może ich nie zauważyłam, bo były
proste, zwyczajne, zupełnie nieckliwe. Przykryte maską
codzienności, nie chciały zwracać na siebie uwagi.
Kiedy człowiek ociera
się o ostateczność, nie może się z nią pogodzić. Bo jak to
możliwe, że to, co było codziennością, nagle staje się już
nawet nie mgłą, a.. czarną dziurą? Jak oszukać rozum, jak
wytłumaczyć się sercu? Niełatwo jest powiedzieć „żegnaj”,
gdy podświadomie czekasz na znak, gdy pragniesz powrotu nie cudu, a
codzienności.
Przecież się nie żegnałeś! Odszedłeś, to
prawda, ale tylko na chwilę, nie na zawsze! Przecież planowałeś
wrócić. Nic dziwnego, że ciężko pogodzić się ze świadomością,
że nie ma do czego wracać, że.... to już koniec.
Ostateczność nie zna
litości.
Jeszcze rok temu,
oburzona tupnęłabym nogą i upierałabym się przy swoim. Jak uparta
dziewczynka, próbowałabym na przekór boksować się z
ostatecznością. Udowodnić jej, że się myli, że tak nie można,
że to niesprawiedliwe. Jeszcze rok temu, udowodniłabym światu, jak bardzo jest niemądry, że sobie ze mnie żartuje, że nie wierzę w
jego dowcip. Jego kpiny nie robią na mnie żadnego wrażenia, nie
obchodzą mnie reguły, którym podporządkowują się wszyscy, ale..
przecież nie ja!
Jeszcze rok temu...byłam
bardzo niemądra. Świat był światem – trwał sobie spokojnie swoim rytmem.
Czego ja, tak krucha istota, mogłabym od niego wymagać?
Ja tylko się spontanicznie odrodziłam, zwinnie rozkwitnęłam, fruwałam jak mewa.
Umarłam szybko i gwałtownie. Upór przywrócił mnie do życia. Ale
co to za życie, gdy będąc młodym, czujesz się staro? Patrzysz w
lustro, głębokich zmarszczek brak, siwych włosów brak, tylko oczy
jakieś takie.. dojrzałe. Przejrzałe? Czujesz, że w końcu
zmądrzałeś. Może nie jesteś jak ateński starzec-
filozof,którego słowa bez zawahania chłoną ludzie. Wciąż sporo
Ci do jego mądrości brakuje. Czujesz jednak tak ogromną przemianę,
że sam nie możesz się sobie nadziwić, że odbicie w lustrze
pozostało niezmienione. Najbliżsi nie widzą zmian, ale ty dobrze
wiesz, że nie jesteś tym, kim jeszcze tak niedawno byłeś.
Jestem dla siebie ważna.
To się nie zmieniło. Ale kiedy niespodziewanie poczułam, że mój
egoizm ustępuje, uwalnia zaciśnięte na sercu szpony.. Zrozumiałam. Zrozumiałam,
że jest to chyba ta mądrość, której tak długo mi brakowało.
Gdy poczułam, że czyjeś szczęście jest dla mnie równie ważne,
jak moje. Tak prawdziwie, wcale nieegoistycznie. Że uczę się nim cieszyć, że.. dusza moja jest czysta,
choć podziurawiona.
Teraz potrafię rozumieć. Widzieć, a nie tylko patrzeć. Znienawidzona ostateczność i mnie w końcu dopadła.
Teraz potrafię rozumieć. Widzieć, a nie tylko patrzeć. Znienawidzona ostateczność i mnie w końcu dopadła.
Człowiek mądry cieszy
się ze spotkań, które zmieniają jego życie. Potrafi je docenić,
potrafi wyciągać z nich największą radość i inspirację. Są
one dla niego najważniejszą lekcją. W jaki sposób ją odrobi- to
już zależy tylko od niego. Potrafi mówić "żegnaj" ... z mądrością.
Nie oznacza to, że cieszy się znienawidzoną ostatecznością. Nie musi się
oszukiwać, że sprawia mu ona radość. Po prostu po pewnym czasie
przyjmuje ją za fakt. Uczy się nie negować, nie zaprzeczać, bo
wie, że egoizm nie przystoi mądrym. Chce
osiągnąć harmonię- nawet jeżeli przeplata się ona ze wschodami
i zachodami niechcianych emocji, z którymi po prostu... trzeba sobie
poradzić.
Gdybym tylko wiedziała,
jak ocalić życie.....
Zaraz, zaraz. Przecież... w końcu wiem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz