Wino zamiast barszczu - święta inaczej.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Odgłos walizkowych kółek sunących po ziemi. Głosy na korytarzu. Otwieram oczy. Spoglądam przez okno. Głębokie westchnienie. Tak, to kolejna osoba, która wraca do domu na święta. Nieco smutno... ale tylko chwilowo. Przecież sama wybrałam – bo nie ma czasu, bo sesja, bo ekonomiczniej.

"Petit" Papa Noël
Ostatni czas we Francji to czas smutku przeplatanego z radością i uśmiechem, czas nauki, przy której prawo w Polsce wydaje się prościzną, to czas wielu obaw, melancholii. To czas, w którym nie jeden raz zadaję sobie pytanie- czy podołam? To czas, w którym wciąż pytam siebie, czego chcę i czy wszystko uda się tak, jak sobie zaplanowałam. Czy mam wystarczająco dużo siły i samozaparcia. Czy starczy cierpliwości, o którą tak trudno każdego dnia. To czas rozczarowań, bo chcesz wiele, a niewiele możesz. To czas, gdy serce rwie się jednocześnie do hiszpańskiego klimatu, który jest w zasięgu ręki i... górskich szlaków, które tak często nawiedzają w snach.

Lubię być daleko. Chcę być daleko. Lubię takie życie, którego zaznałam w Bordeaux. Jest inaczej. Jest lepiej. Ale nie dlatego, że jestem poza Polską. Jest lepiej, bo zmieniło się coś we mnie- równie dobrze mogłam dostać olśnienia w Polsce, Niemczech czy na końcu świata. W moich małych Żarach czy w magicznym Paryżu. Splot wydarzeń, miejsc i ludzi sprawił jednak, że oczy otworzyły mi się tutaj, we Francji; chyba mogę już dzisiaj powiedzieć - mojej Francji. Francji, którą kocham, Francji, której tak często nie rozumiem. Francji, którą być może znienawidzę – jeżeli pokomplikuje mi plany i marzenia na przyszły rok.

Złowię je wszystkie! :)
Kiedy widzę mamę krzątającą się po kuchni lepiącą pierogi, tatę chwalącego się, ile karpi udało mu się zakupić, kiedy czuję zapach pyszności roznoszących się z domowej kuchni, widzę starą choinkę, która wciąż wygląda całkiem nieźle- tylko dzięki kreatywności mamy, kiedy słyszę ulubione kolędy Arki Noego rozbrzmiewające w całym domu- jest mi przykro. Jest mi przykro, bo lubię święta – jakiekolwiek upodlenie na ulicach czy w mediach by im nie towarzyszyło.

Lubię święta, bo.. lubię swoją rodzinę. Lubię, gdy brat jak zwykle kpi ze mnie przy wigilijnym stole, lubię gdy tata w każde święta mówi „żebyśmy spotkali się wszyscy w takim gronie za rok”, lubię grać w moją ulubioną grę z rodzinką. Lubię, gdy cieszą się z moich prezentów. Sama lubię znajdować upominki pod choinką. Lubię gdy świeżo upieczeni nowożeńcy spędzają z nami czas – nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mi miło, gdy przychodzą na Wigilię. Lubię ten moment, gdy trzymając mamę pod rękę idziemy razem na Pasterkę, lubię smak popasterkowego barszczu, który nigdzie nie smakuje tak samo dobrze jak w domu.


Święta na ulicach Bordeaux

W Bordeaux zielono. Gdy wyglądam przez okno- widzę drzewa, którymi zachwycam się niesamowicie- bo jak to tak, pod koniec grudnia, można być takim zielonym? Przechadzam się parkiem, z którym najczęściej umawiam się na samotne schadzki. Oczy i dusza się śmieją, gdy widzę zieloną trawę i odbicie jesiennych jeszcze drzew w tafli wody. Chcę wybuchnąć śmiechem, gdy widzę oświetlone choinki przeplatane dumnymi palmami. 

Widok z okna- te drzewa poprawiają mi humor każdego poranka :)

"Mój" park - tak bardzo grudniowo!


Święta w Bordeaux nie pasują mi tak bardzo jak w Polsce. Bo czy święta to nie czas, który spędza się z rodziną? Z rodziną, z którą różni tak wiele, a jednak- z jedynymi ludźmi, na których zawsze mogę liczyć, niezależnie od tego, co sobie ubzduram, wymyślę, postanowię. 

Życzę sobie, aby te święta nie były samotne. Życzę sobie spędzić je z ludźmi z różnych zakątków Europy. Życzę sobie pójść na Pasterkę i nie zrozumieć z kazania prawie niczego. Życzę sobie nie płakać- bo przecież już tego nie robię. Życzę sobie nie marudzić. Pójść bożonarodzeniową nocą na spacer i patrząc na Garonnę pomyśleć o tym, co dobrego mnie tu spotkało - i o tym, że już niedługo wracam. Może wypić wino, myśląc o tym, że nie wrócę do siebie- bo gdzie teraz jest to „u mnie”?  

Wam zaś życzę, abyście zwyczajnie, po ludzku, cieszyli się tą chwilą wytchnienia przy wigilijnym stole- nawet jeśli święta spędzacie z nielubianą rodziną. Nawet jeżeli ich-świąt, też tak zwyczajnie, nie lubicie. Życzę Wam, abyście się uśmiechali niezależnie od liczby głupich komentarzy od ciotek i wujków usłyszanych na wasz temat przy świątecznym stole. Bo przecież w gruncie rzeczy są one całkiem zabawne. Życzę Wam, abyście dzieląc się opłatkiem szczerze powiedzieli innym, czego życzycie- bo przecież każdy o czymś marzy i każdemu miło jest słyszeć, że ktoś go w tych marzeniach wspiera. I że często jest to najbliższa mu osoba.

Życzmy więc sobie, kochani, Wesołych Świąt. Tak zwyczajnie, po ludzku. Bez cienia ironii i złośliwego grymasu na twarzy. Życzmy sobie ciepłych serc i otwartych umysłów. Życzmy sobie, aby w kolejne święta, móc bez cienia wątpliwości, z dumą w głosie powiedzieć, że.. to był dobry rok. Że zdarzyło się coś dobrego i że.. kolejny będzie jeszcze lepszy :).

Joyeux Noël ! Wesołych Świąt!

Świecące i płaczące Bordeaux
Jarmark świąteczny
Pyszne, grilowane kasztany! Prawie jak pierogi.


P.S I mówcie co chcecie, ale świąteczne piosenki po francusku są czarujące !

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Faktycznie byłyśmy na spacerze nad Garonną po Wigilii...o 6 rano :)

Prześlij komentarz