Kiedy przed wyjazdem do Francji myślałam o Bordeaux, marząc o
francuskich podróżach, jednym z najbardziej radujących mnie aspektów
było... jego położenie, gdyż miasto znajduje się w odległości zaledwie
pięćdziesięciu kilometrów od Oceanu Atlantyckiego.
Myślę, że oprócz
okrytych sławą winnic, oplatających Bordeaux z niemal każdej strony,
fantastycznej architektury, wielokulturowości i specyficznego, południowego klimatu, bliskość
Atlantyku jest jedną z największych jego zalet.
Nic
więc dziwnego, że gdy tylko udało nam się odespać trzydziestogodzinną
podróż autokarem, ogarnąć zakwaterowanie w akademiku i związane z nim
formalności(co nie było łatwe, bo w pierwszą noc miałyśmy dach nad głową
i kawałek podłogi do spania tylko dzięki dobroci praktycznie obcych nam
ludzi) i gdy zdążyłyśmy pomyśleć o czymkolwiek innym niż o jedzeniu i
spaniu, postanowiłyśmy wybrać do Lacanau - małej
miejscowości leżącej w odległości czterdziestu siedmiu kilometrów od
Bordeaux. Niech Was jednak nie zmyli ten krótki dystans, który miałyśmy
do pokonania! Aby dostać się busem (TransGironde) z centrum miasta do prawie że samej plaży w Lacanau, potrzebowałyśmy zaledwie.. dwóch godzin. Zaletą tego środka transportu jest jedynie jego cena- w porównaniu do szybkich, aczkolwiek za drogich jak na kieszeń erasmusowskiego studenta francuskich pociągów, jest ona całkiem przyzwoita- transport w dwie strony wyniósł nas zaledwie cztery euro. Autobus wlókł się niemiłosiernie długo, ze względu na wszędobylskie korki, których gdy wybieramy się w stronę oceanu przy trzydziestostopniowym upale chyba nie sposób uniknąć.
Bordeaux i okolica- po lewej stronie mapy- wybrzeże |
Lacanu |
Jednak kiedy dotarłyśmy do skąpanego w słońcu Lacanau, nie mogłam
przestać się uśmiechać. Cała irytacja związana z przedłużającą się
podróżą minęła i w głowie siedziała tylko jedna myśl: ochłodzić się czym
prędzej i wskoczyć do Oceanu, pierwszy raz w swoim życiu!
Tamtego dnia chciałam po prostu chłonąć ocean i cieszyć się każdą falą, która mnie podtapiała- byłam zachwycona tym, co widzę i tym co czuję. Dzisiaj jednak, kiedy udało mi się zobaczyć także inne miejscowości wybrzeża (Cap Ferret i Arcachone w następnych postach), muszę stwierdzić, że jeżeli oczekujecie czegoś więcej niż samej kąpieli w oceanie i wygrzewaniu się na plaży w palącym słońcu, to Lacanau nie jest najlepszym z możliwych wyborów.
Jest to niewielkie miasteczko, wydaje mi się, że bez specjalnego potencjału, z małym centrum turystycznym - jak w każdej nadmorskiej miejscowości możecie przejść się tu mini deptakiem przepełnionym małymi budkami gastronomicznymi i sklepami z letnią odzieżą.
Jednak dla osób, które po prostu chcą odpocząć po tygodniu ciężkiej
pracy, jest tu idealnie- nie narzekałabym, gdybym mieszkała blisko
takiego miejsca, bo uwielbiam spacerować w słońcu taplając stópki w
przyjemnie chłodnej wodzie. To w Lacanau wskoczyłam do oceanu po raz
pierwszy a co WAŻNIEJSZE- to tu zjadłyśmy z Natalą naszego pierwszego
francuskiego crepa z nutellą, więc sentyment dla tego miejsca zawsze
gdzieś tam pozostanie! :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz