Wilno
to przepiękne miasto. Największa metropolia Litwy, a jednocześnie
jej stolica, może poszczycić się wspaniałą starówką, tysiącem
uroczych zakątków oraz niepowtarzalną atmosferą. Nawet zimny
wiatr i śnieg nie powstrzymały mnie od wielogodzinnego spacerowania
po tym niesamowitym miejscu.
Droga
do Wilna była długa – z mojego szczecińskiego końca świata,
zajęła mi około piętnastu godzin. Niewygody w busie nie były mi
jednak straszne - z ogromnym uśmiechem i podekscytowaniem wysiadłam
na dworcu głównym Wilnie, ciesząc się na samą myśl o spędzeniu
dwóch dni w tym niesamowitym mieście.
Jak
to się stało, że wylądowałam w Wilnie? Zakwalifikowałam się na
tygodniowy projekt programu Erasmus+ dotyczący uchodźców w Kownie.
Projekt zaczynał się dopiero w niedzielę, ale nie chcąc
tracić szansy zobaczenia litewskiej stolicy, wyruszyłam w drogę
nieco wcześniej i już w piątek po południu dumnie kroczyłam z
plecakiem przez centrum stolicy.
Wilno
nie odpowiedziało z entuzjazmem na mój optymizm i podekscytowanie.
Ledwo wyszłam na ulicę, a już spotkałam się z niechęcią
Litwinów, którzy nie potrafili lub nie chcieli pomóc mi w
odnalezieniu stacji, z której odjeżdżać miał bus wprost do
miejsca, gdzie miał czekać na mnie host z couchserfingu. Na
szczęście dość sprawnie poradziłam sobie sama i piątkowe
popołudnie spędziłam na zapoznawaniu się z miastem w towarzystwie
Jose pochodzącego z Chile, mieszkającego w Wilnie od dłuższego czasu, który oprowadził mnie po
najważniejszych punktach miasta i z którym spędziłam sympatyczny
czas w jednym z wileńskich barów.
Wilno
to miasto niezwykłe. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z nim w
sobotę, kiedy to samotnie wędrowałam przez kilkanaście godzin, w
nosie mając zimno i towarzyszący mi, od czasu do czasu, popadujący
śnieg. Moim celem było odnalezienie Mickiewiczowskich zakątków,
ale nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do mapy, którą po pewnym
czasie schowałam do plecaka, dając sobie tym samym możliwość do
zerknięcia w każdy uroczy zakątek czy podwórko. Wchodziłam do
kościołów, gdy chciałam się ogrzać i odpocząć. Z zachwytem
gubiłam się w coraz to nowych uliczkach, nie bacząc na ból nóg i
czerwone policzki. Wędrowałam po wileńskich wzgórzach, za punkt
orientacyjny stawiając sobie, górujące nad miastem, trzy krzyże.
Wędrowałam szlakami, na których nie spotykałam żywej duszy. Ludzie
omijali strome, zaśnieżone, śliskie, wąskie schodki, które
zmuszały do sporego wysiłku i wędrówki „pod górę”. I ja
zadawałam sobie pytanie, jaki sens ma łażenie po miejscach, po
których idzie się ciężko i źle, biorąc pod uwagę mróz i
śnieg. Ciekawość jednak zwyciężała i takim to sposobem, Wilno
zwiedziłam intensywnie, dogłębnie, na tak zwanego „czuja”.
I
powiem Wam, że takiej satysfakcji ze zwiedzania nie czułam chyba
nigdy wcześniej! Świadome gubienie się,
zimno a jednocześnie podekscytowanie napędzające każdy kolejny
krok sprawiły, że pogrążone w zimowej aurze Wilno, wzbudziło we
mnie poczucie jakiejś takiej tęsknoty, melancholii i
pewności, że chcę jeszcze tu wrócić i odkryć wszystkie
mickiewiczowskie zakątki, tym razem odwiedzając je w towarzystwie
ciepłych promieni słońca.
Najmądrzejszy tekst prawny, który kiedykolwiek czytałam! :) |
W tej dzielnicy się zakochałam :) |
Nic dziwnego, że żywej duszy tu nie spotkałam! |
Widok na Zamek |
INFORMACJE
PRAKTYCZNE:
- Zwiedzić Wilno można praktycznie za darmo. Wszystkie zabytki położone są dość blisko siebie – zaczynając od wileńskich kościołów, kończąc na zamku czy nawet wzgórzu Trzech Krzyży, oddalonym nieco od centrum. Jazda autobusem mogłaby sprawić, że umknęłyby nam ważne detale w postaci ciekawych zaułków i uliczek, dlatego polecam pieszy spacer po mieście i odkrywanie go powoli, krok po kroku.
- Transport publiczny w Wilnie działa co najwyżej przeciętnie- przystanki nie są dobrze opisane, a autobusy (czy popularne tu trolejbusy) kursujące poza centrum jeżdżą rzadko. Cena jednorazowego przejazdu to 0.70 euro ( dla studentów 0,35 euro).
- Ceny, jak na te w euro (litewskie lity zostały zastąpione europejską walutą około rok temu), nie są takie straszne, choć oczywiście jest drożej niż w Polsce, ale taniej niż np. we Francji. Jeżeli chcemy zaoszczędzić, warto zaopatrzyć się w jedzenie w miejscowych marketach.
- Polecam wizytę w informacji turystycznej (których w centrum Wilna jest kilka), gdzie dostaniemy polskie przewodniki i mapy, z wypisanymi ciekawymi trasami, w których znajdziemy szczególnie ważne dla naszej historii obiekty.
- Mimo pierwszego złego wrażenia o Litwinach, ostatecznie okazali się ludźmi pomocnymi, a przekonanie o tym, że nie znają angielskiego, szybko zostało zweryfikowane w dniu kolejnym. Litwini mówią po angielsku – z komunikacją nie ma więc większego problemu.
- W pociągach litewskich nie są uznawane polskie legitymacje studenckie- jeśli chcecie mieć zniżkę, polecam zaopatrzyć się w kartę ISIC, dzięki której taką zniżkę już dostaniecie.
P.S- Mała przerwa od amerykańskich postów, jednakże na pewno jeszcze do nich wrócę! :) Tyle się dzieje, że ciężko na bieżąco wszystko
opisywać. W piątek wyruszam do Chorwacji, gdzie spędzę kolejne 6
tygodni na odkrywaniu regionu Dalmacji. Niebawem napiszę więcej na
ten temat! :)