Litwo, ojczyzno moja!

środa, 2 marca 2016

Wilno to przepiękne miasto. Największa metropolia Litwy, a jednocześnie jej stolica, może poszczycić się wspaniałą starówką, tysiącem uroczych zakątków oraz niepowtarzalną atmosferą. Nawet zimny wiatr i śnieg nie powstrzymały mnie od wielogodzinnego spacerowania po tym niesamowitym miejscu.


Droga do Wilna była długa – z mojego szczecińskiego końca świata, zajęła mi około piętnastu godzin. Niewygody w busie nie były mi jednak straszne - z ogromnym uśmiechem i podekscytowaniem wysiadłam na dworcu głównym Wilnie, ciesząc się na samą myśl o spędzeniu dwóch dni w tym niesamowitym mieście.

Jak to się stało, że wylądowałam w Wilnie? Zakwalifikowałam się na tygodniowy projekt programu Erasmus+ dotyczący uchodźców w Kownie. Projekt zaczynał się dopiero w niedzielę, ale nie chcąc tracić szansy zobaczenia litewskiej stolicy, wyruszyłam w drogę nieco wcześniej i już w piątek po południu dumnie kroczyłam z plecakiem przez centrum stolicy.

Wilno nie odpowiedziało z entuzjazmem na mój optymizm i podekscytowanie. Ledwo wyszłam na ulicę, a już spotkałam się z niechęcią Litwinów, którzy nie potrafili lub nie chcieli pomóc mi w odnalezieniu stacji, z której odjeżdżać miał bus wprost do miejsca, gdzie miał czekać na mnie host z couchserfingu. Na szczęście dość sprawnie poradziłam sobie sama i piątkowe popołudnie spędziłam na zapoznawaniu się z miastem w towarzystwie Jose pochodzącego z Chile, mieszkającego w Wilnie od dłuższego czasu, który oprowadził mnie po najważniejszych punktach miasta i z którym spędziłam sympatyczny czas w jednym z wileńskich barów.

Wilno to miasto niezwykłe. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z nim w sobotę, kiedy to samotnie wędrowałam przez kilkanaście godzin, w nosie mając zimno i towarzyszący mi, od czasu do czasu, popadujący śnieg. Moim celem było odnalezienie Mickiewiczowskich zakątków, ale nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do mapy, którą po pewnym czasie schowałam do plecaka, dając sobie tym samym możliwość do zerknięcia w każdy uroczy zakątek czy podwórko. Wchodziłam do kościołów, gdy chciałam się ogrzać i odpocząć. Z zachwytem gubiłam się w coraz to nowych uliczkach, nie bacząc na ból nóg i czerwone policzki. Wędrowałam po wileńskich wzgórzach, za punkt orientacyjny stawiając sobie, górujące nad miastem, trzy krzyże. Wędrowałam szlakami, na których nie spotykałam żywej duszy. Ludzie omijali strome, zaśnieżone, śliskie, wąskie schodki, które zmuszały do sporego wysiłku i wędrówki „pod górę”. I ja zadawałam sobie pytanie, jaki sens ma łażenie po miejscach, po których idzie się ciężko i źle, biorąc pod uwagę mróz i śnieg. Ciekawość jednak zwyciężała i takim to sposobem, Wilno zwiedziłam intensywnie, dogłębnie, na tak zwanego „czuja”. 

I powiem Wam, że takiej satysfakcji ze zwiedzania nie czułam chyba nigdy wcześniej! Świadome gubienie się, zimno a jednocześnie podekscytowanie napędzające każdy kolejny krok sprawiły, że pogrążone w zimowej aurze Wilno, wzbudziło we mnie poczucie jakiejś takiej tęsknoty, melancholii i pewności, że chcę jeszcze tu wrócić i odkryć wszystkie mickiewiczowskie zakątki, tym razem odwiedzając je w towarzystwie ciepłych promieni słońca.


Najmądrzejszy tekst prawny, który kiedykolwiek czytałam! :)

W tej dzielnicy się zakochałam :)


Nic dziwnego, że żywej duszy tu nie spotkałam!


Widok na Zamek










INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  • Zwiedzić Wilno można praktycznie za darmo. Wszystkie zabytki położone są dość blisko siebie – zaczynając od wileńskich kościołów, kończąc na zamku czy nawet wzgórzu Trzech Krzyży, oddalonym nieco od centrum. Jazda autobusem mogłaby sprawić, że umknęłyby nam ważne detale w postaci ciekawych zaułków i uliczek, dlatego polecam pieszy spacer po mieście i odkrywanie go powoli, krok po kroku.
  • Transport publiczny w Wilnie działa co najwyżej przeciętnie- przystanki nie są dobrze opisane, a autobusy (czy popularne tu trolejbusy) kursujące poza centrum jeżdżą rzadko. Cena jednorazowego przejazdu to 0.70 euro ( dla studentów 0,35 euro).
  • Ceny, jak na te w euro (litewskie lity zostały zastąpione europejską walutą około rok temu), nie są takie straszne, choć oczywiście jest drożej niż w Polsce, ale taniej niż np. we Francji. Jeżeli chcemy zaoszczędzić, warto zaopatrzyć się w jedzenie w miejscowych marketach.
  • Polecam wizytę w informacji turystycznej (których w centrum Wilna jest kilka), gdzie dostaniemy polskie przewodniki i mapy, z wypisanymi ciekawymi trasami, w których znajdziemy szczególnie ważne dla naszej historii obiekty.
  • Mimo pierwszego złego wrażenia o Litwinach, ostatecznie okazali się ludźmi pomocnymi, a przekonanie o tym, że nie znają angielskiego, szybko zostało zweryfikowane w dniu kolejnym. Litwini mówią po angielsku – z komunikacją nie ma więc większego problemu.
  • W pociągach litewskich nie są uznawane polskie legitymacje studenckie- jeśli chcecie mieć zniżkę, polecam zaopatrzyć się w kartę ISIC, dzięki której taką zniżkę już dostaniecie.




P.S- Mała przerwa od amerykańskich postów, jednakże na pewno jeszcze do nich wrócę! :) Tyle się dzieje, że ciężko na bieżąco wszystko opisywać. W piątek wyruszam do Chorwacji, gdzie spędzę kolejne 6 tygodni na odkrywaniu regionu Dalmacji. Niebawem napiszę więcej na ten temat! :)



3 komentarze:

Viv pisze...

Potrafisz mnie przenieść do innego świata zarówno swoimi opowieściami jak i zdjęciami :) Niespecjalnie ciągnęło mnie w te rejony, ale teraz wydaje mi się, że Wilno ma swój klimat i urok :) Poza tym... ta konstytucja :D
Czekam z niecierpliwością na wpisy o Chorwacji!!! Buziaki i uściski! :*

Viv pisze...

Halo, czy Pani jeszcze żyje?! :D

Viv pisze...

Natka... gdzieś Ty się zaszyła?

Prześlij komentarz