Tijuana- stopą w USA, okiem w Meksyku.

wtorek, 16 lutego 2016

Tijuana jest miastem położonym w północno-zachodnim Meksyku, niedaleko od kalifnornijskiego miasta San Diego. Wyróżnia ją bliskość wybrzeże Pacyfiku, które znajduje się w zaledwie trzykilometrowej odległości od centrum miasta. I mur dzielący Meksyk od Stanów Zjednoczonych.

A do Meksyku tak blisko...

W Meksyku byłam jedynie.. okiem. Wejście na terytorium Meksyku stopą, skutkowałoby niemożliwością powrotu do USA. Nie pozostawało nic innego, jak obserwować Meksyk z ziemi amerykańskiej

Droga do Tijuany wiedzie przez stanowy park. Teren patrolowany jest na bieżąco przez amerykańskie śmigłowce, które sprawdzają, czy imigranci i przemytnicy nie próbują przedostać się nielegalnie przez rozdzielające oba państwa, kolczaste bramy i ogromny mur. Ich zadaniem jest pilnowanie, aby granica amerykańska była bezpieczna.

Tijuana to nie byle jakie turystyczne miasteczko. Podobieństwo do polskich, spokojnych (w tym znaczeniu, nawet w sezonie) Międzyzdrojów, jest złudne. Kilka lat temu kwitnął tu narkotykowy przemyt i nielegalne interesy. Na ulicach regularnie odbywały się strzelaniny, a z rąk mafii życie straciła tutaj niejedna osoba. Miasto zostało opuszczone przez turystów. I znienawidzone przez mieszkańców.

Amerykanie skrupulatnie strzegli więc swoich granic. Tysiące nielegalnych meksykańskich imigrantów, uciekających ku lepszemu życiu, nie było jedynym problemem strażników. Przemytnicy, terroryści- to głównie z obawy przed nimi postawiono ogromny mur, który miał powstrzymać Meksykanów od ucieczki do USA.

Będąc nogami w Ameryce, jednocześnie obserwując Meksyk, czułam się... dziwnie. Widoki takie sobie, nienadzwyczajne. Pacyfik podobny do Bałtyku. Klimat jednak robił swoje i pobudzał wyobraźnię. Przygraniczne patrole, warkoczące nad głową helikoptery i uzbrojeni strażnicy. Migiem przypomniałam sobie amerykańską inwigilację, sceny z hollywodzkich filmów i ze współczuciem rozmyślałam, ze absolutnie, w żadnym wypadku, nie chciałabym być jednym z granicznych uciekinierów. 

Na szczęście, okolica spokojnie szumiała, karmiąc się chłodem fal. Patrząc na Pacyfik, z zaskoczeniem uświadamiałam sobie, że oto (prawie) jestem w dwóch państwach naraz. W mig skojarzyłam sobie "Szkołę uczuć" (nie pytajcie, dlaczego!) i pojawiła się myśl, że niemożliwe chyba faktycznie nie istnieje.

Gdy opuszczałam Tijuanę, przypomnieli mi się meksykańscy przyjaciele z campu. Myślałam nad ich opowieściami o niebezpiecznych, meksykańskich przemytnikach. I o tym, że Meksyk na pewno odwiedzę. Nie tylko oczami!



Droga do Meksyku






Och, chyba widzę przemytnika!


...A nie, to tylko turystka.






Za granicą!



P.S- Zainteresowanych Tijuaną i narkotykowym horrorem tego miejsca, odsyłam do artykułów: tutaj i tutaj

1 komentarze:

Viv pisze...

Aż mi się przypomniało, jak w dzieciństwie byłam na granicy polsko-czeskiej i wydawało mi się, że za tą granicą kryje się zupeeełnie inny świat ;) natomiast co do granicy USA z Meksykiem, to skojarzyła mi się komedia "Diamentowa afera", nie wiem, dlaczego :D
Swoją drogą... na zdjęciach nie wygląda, jakby te dwa kraje się jakoś strasznie różniły ;)
Buziaki :*

Prześlij komentarz