Ocean (póki co) mnie nie pochłonął,
urzędnik nie odesłał do Polski, robale nie takie straszne, jak
myślałam (widziałam dotąd jedną ćmę latającą z obłąkaniem
po ciemnym, pozbawionym elektryczności domku), samotność nie tak
dotkliwa, jak w najczarniejszych obawach. Ameryko, przybywam!
ŁaaaAmeryka. |
Podróż trwała prawie dwa dni, ale
zniosłam ją dobrze. Ledwo przyjechałam na lotnisko, a poznałam
Arka, który tak jak ja, leciał do pracy na camp oddalony o jakieś
20 minut drogi od mojego. Przegadaliśmy całą noc, oczekując na
poranny lot. Podczas podróży poznaliśmy też dwie dziewczyny,
które, jak się szybko okazało, miały pracować w tym samym
miejscu co ja. Ocean przemierzyliśmy więc większą ekipą, co
sprawiło, że czterogodzinna przesiadka we Frankfurcie na samolot
nie dłużyła się niemiłosiernie; podobnie jak ośmiogodzinny lot do Stanów. Gdy dotarliśmy do Bostonu,
wspólnie pojechaliśmy do Portland, gdzie czekać na nas mieli
ludzie z campów. Tam też rozstałyśmy się z Arkiem, gdyż
odebrały nas dwie dziewczyny- Sara i Nicki. Bardzo zmęczone
pojechałyśmy na kolację- i tak to pierwszy punkt z listy rzeczy do
zrobienia , sporządzony przez amerykańskiego kolegę Bena, został
wykreślony- spróbowałam meksykańskiego burrito, którym zajadają
się tutejsi ludzie. Było całkiem dobre, ale poczułam, że szybko
zatęsknię za polskim jedzeniem :)
Boston! Póki co tylko przejazdem:D |
Na camp dotarłyśmy, gdy było już
ciemno. No, ale w końcu jestem w Polsce! Miejscowość, w której przebywam, tak właśnie się nazywa: Poland :) Przez kolejne 2 miesiące tutaj, w północnym stanie Maine, będzie mój dom.
Bunkry. |
Amerykańskie krajobrazy nie odbiegają
znacznie od tych z moich wyobrażeń. Specyficzne domy, flagi powieszone
przy niemalże każdym gospodarstwie, ogromne vany królujące na
drogach, grubi Amerykanie, wielkie restauracje z szyldami
zapraszającymi na hamburgera. W ciągu zaledwie kilku dni skreśliłam
kolejny punkt z listy Bena- szef zabrał całą campową ekipę na
baseball. Jak dla mnie, gra nudna jak flaki z olejem, ale warto było
zobaczyć, jak wygląda w rzeczywistości. I jak wielkie emocje wywołuje w Amerykanach.
Nudny baseball. |
Chyba mam szczęście, bo trafiłam
na camp dla bogatych dzieciaków. I mimo że dzieci jeszcze nie
przyjechały (= panuje tutaj względny spokój), to nie muszę się
martwić o to, że będę głodna.
Nie muszę się też martwić o
kiepskie warunki w buszu, bo niczego mi tutaj nie brakuje.Jem tyle,
że zaczęłam ćwiczyć, żeby nie wrócić do Polski dwa razy
grubszą. Gram w kosza z Meksykanami, których już chyba w tym momencie mogę
nazwać przyjaciółmi. Wyleguję się w słońcu na trawie, będę
pływać kajakami i kąpać się w jeziorze, podziwiać zachody
słońca siedząc na drewnianym pomoście.
Codzienne spotkania z
naturą, codzienne radości, smutki i zaskoczenia. Brzmi jak
wakacje? Tak, ale nie zapominajcie, że przyjechałam do pracy, aby
zarobić pieniądze na miesięczne zwiedzanie. Moja praca rozkręci
się na dobre, gdy przyjadą dzieci- dlatego dopiero za kilka dni
będę mogła więcej napisać na ten temat. Jednak już teraz jestem
pewna, że nie należy ona do ciężkich- jak większość mi
mówi- lepiej nie mogłam trafić.
Co więc jest nie tak? A no to, że
po raz kolejny życie udowadnia mi, że o tym, czy jesteś godną
uwagi osobą, nie zawsze świadczy dobre serce, uśmiech czy
szacunek. Czasami ważniejsze okazuje się być pochodzenie czy
wykonywane zajęcie. Nie dajcie się jednak zwieść wyczuwanej tu
melancholii czy żalu. Przecież mnie znacie! Zrobię wszystko, aby wyciągnąć
z tego wyjazdu jak najwięcej dobra- niezależnie od liczby litościwych
spojrzeń czy złośliwych uwag. Niezależnie od smutku, który czasami odbiera nieśmiały uśmiech z piegowatej twarzy.
Cel na najbliższe dwa miesiące?
Odwaga, wyjście z własnej strefy komfortu i otwarte serce-
szczególnie dla tych, którzy okazują mi tutaj codziennie swój
uśmiech, poczucie humoru i wolny czas.
Jest dobrze! I będzie lepiej :)
Jest dobrze! I będzie lepiej :)
Amerykańska przygodo, nadchodzę!
3 komentarze:
Po przeczytaniu Twojego posta czuję, jakbym sama się teraz znajdowała w USA ;) a przynajmniej mam wrażenie, że ten kraj wygląda bardzo podobnie do tego, jak go sobie wyobrażam. Nie wiem, dlaczego, ale od dziecka mam jakąś swoją wizję Ameryki, być może wynika to z faktu iż od wielu lat mieszka tam moja dalsza rodzina i widziałam setki zdjęć? No nie ważne ;)
Mam nadzieję, że zaaklimatyzujesz się raz dwa i nie będziesz odczuwać żadnych niemiłych zachowań! Udanego czasu i spełnienia amerykańskiego snu! :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
Zazdroszczę tej amerykańskiej przygody :) I czekam na relację z Poland ;)
Moja N. Dzielna tam bądź i wyciśnij z tego wyjazdu tyle zdrowych soków ile siię da :)
Kocham mocno i tęsknię ! :*
Prześlij komentarz