Polska w USA czyli pierwsze kroki na amerykańskiej ziemi.

wtorek, 23 czerwca 2015

Ocean (póki co) mnie nie pochłonął, urzędnik nie odesłał do Polski, robale nie takie straszne, jak myślałam (widziałam dotąd jedną ćmę latającą z obłąkaniem po ciemnym, pozbawionym elektryczności domku), samotność nie tak dotkliwa, jak w najczarniejszych obawach. Ameryko, przybywam!

ŁaaaAmeryka.
Podróż trwała prawie dwa dni, ale zniosłam ją dobrze. Ledwo przyjechałam na lotnisko, a poznałam Arka, który tak jak ja, leciał do pracy na camp oddalony o jakieś 20 minut drogi od mojego. Przegadaliśmy całą noc, oczekując na poranny lot. Podczas podróży poznaliśmy też dwie dziewczyny, które, jak się szybko okazało, miały pracować w tym samym miejscu co ja. Ocean przemierzyliśmy więc większą ekipą, co sprawiło, że czterogodzinna przesiadka we Frankfurcie na samolot nie dłużyła się niemiłosiernie; podobnie jak ośmiogodzinny lot do Stanów. Gdy dotarliśmy do Bostonu, wspólnie pojechaliśmy do Portland, gdzie czekać na nas mieli ludzie z campów. Tam też rozstałyśmy się z Arkiem, gdyż odebrały nas dwie dziewczyny- Sara i Nicki. Bardzo zmęczone pojechałyśmy na kolację- i tak to pierwszy punkt z listy rzeczy do zrobienia , sporządzony przez amerykańskiego kolegę Bena, został wykreślony- spróbowałam meksykańskiego burrito, którym zajadają się tutejsi ludzie. Było całkiem dobre, ale poczułam, że szybko zatęsknię za polskim jedzeniem :)

Boston! Póki co tylko przejazdem:D

Na camp dotarłyśmy, gdy było już ciemno. No, ale w końcu jestem w Polsce! Miejscowość, w której przebywam, tak właśnie się nazywa: Poland :) Przez kolejne 2 miesiące tutaj, w północnym stanie Maine, będzie mój dom.

Bunkry.

Amerykańskie krajobrazy nie odbiegają znacznie od tych z moich wyobrażeń. Specyficzne domy, flagi powieszone przy niemalże każdym gospodarstwie, ogromne vany królujące na drogach, grubi Amerykanie, wielkie restauracje z szyldami zapraszającymi na hamburgera. W ciągu zaledwie kilku dni skreśliłam kolejny punkt z listy Bena- szef zabrał całą campową ekipę na baseball. Jak dla mnie, gra nudna jak flaki z olejem, ale warto było zobaczyć, jak wygląda w rzeczywistości. I jak wielkie emocje wywołuje w Amerykanach.

Nudny baseball.

Chyba mam szczęście, bo trafiłam na camp dla bogatych dzieciaków. I mimo że dzieci jeszcze nie przyjechały (= panuje tutaj względny spokój), to nie muszę się martwić o to, że będę głodna.
 Nie muszę się też martwić o kiepskie warunki w buszu, bo niczego mi tutaj nie brakuje.Jem tyle, że zaczęłam ćwiczyć, żeby nie wrócić do Polski dwa razy grubszą. Gram w kosza z Meksykanami, których już chyba w tym momencie mogę nazwać przyjaciółmi. Wyleguję się w słońcu na trawie, będę pływać kajakami i kąpać się w jeziorze, podziwiać zachody słońca siedząc na drewnianym pomoście. 

Codzienne spotkania z naturą, codzienne radości, smutki i zaskoczenia. Brzmi jak wakacje? Tak, ale nie zapominajcie, że przyjechałam do pracy, aby zarobić pieniądze na miesięczne zwiedzanie. Moja praca rozkręci się na dobre, gdy przyjadą dzieci- dlatego dopiero za kilka dni będę mogła więcej napisać na ten temat. Jednak już teraz jestem pewna, że nie należy ona do ciężkich- jak większość mi  mówi- lepiej nie mogłam trafić. 

Co więc jest nie tak? A no to, że po raz kolejny życie udowadnia mi, że o tym, czy jesteś godną uwagi osobą, nie zawsze świadczy dobre serce, uśmiech czy szacunek. Czasami ważniejsze okazuje się być pochodzenie czy wykonywane zajęcie. Nie dajcie się jednak zwieść wyczuwanej tu melancholii czy żalu. Przecież mnie znacie! Zrobię wszystko, aby wyciągnąć z tego wyjazdu jak najwięcej dobra- niezależnie od liczby litościwych spojrzeń czy złośliwych uwag. Niezależnie od smutku, który czasami odbiera nieśmiały uśmiech z piegowatej twarzy.

Cel na najbliższe dwa miesiące? Odwaga, wyjście z własnej strefy komfortu i otwarte serce- szczególnie dla tych, którzy okazują mi tutaj codziennie swój uśmiech, poczucie humoru i wolny czas.

Jest dobrze! I będzie lepiej :)

Amerykańska przygodo, nadchodzę!

3 komentarze:

Viv pisze...

Po przeczytaniu Twojego posta czuję, jakbym sama się teraz znajdowała w USA ;) a przynajmniej mam wrażenie, że ten kraj wygląda bardzo podobnie do tego, jak go sobie wyobrażam. Nie wiem, dlaczego, ale od dziecka mam jakąś swoją wizję Ameryki, być może wynika to z faktu iż od wielu lat mieszka tam moja dalsza rodzina i widziałam setki zdjęć? No nie ważne ;)
Mam nadzieję, że zaaklimatyzujesz się raz dwa i nie będziesz odczuwać żadnych niemiłych zachowań! Udanego czasu i spełnienia amerykańskiego snu! :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)

Anna - Tajemnice Portmonetki pisze...

Zazdroszczę tej amerykańskiej przygody :) I czekam na relację z Poland ;)

Dajanka pisze...

Moja N. Dzielna tam bądź i wyciśnij z tego wyjazdu tyle zdrowych soków ile siię da :)

Kocham mocno i tęsknię ! :*

Prześlij komentarz