Wielkie oczy ma strach

czwartek, 4 czerwca 2015

Na Erasmusa chciałam wyjechać, zanim jeszcze rozpoczęłam studia. Najlepszym czasem na wyjazd (w przypadku mojego kierunku), jest trzeci rok. Pomysł jednak umarł,  priorytety były inne. Wszyscy mówili, że najgorzej jest jechać na czwartym roku. A że wyjątkowo lubię komplikować sobie życie, nie mogłam zrobić inaczej- pojechałam na czwartym roku:)

Temat może i trochę przeżarty, tutaj, na blogu, ale czuję potrzebę opowiedzenia Wam, dlaczego czas we Francji jest dla mnie tak ważny. Chciałam napisać ten post już dawno, zaraz po powrocie. Odmrażam więc tekst, który siedział w głowie i odmętach wersji roboczych. Miał być krótką statystyką, łatwo przyswajalnym podsumowaniem. Przywołuję go jednak nie w pierwotnym kształcie, a w lekko sentymentalnej wersji.

W gwoli ścisłości- Erasmus to szansa, ale nie wybawienie. Dlatego nie zgadzam się z dość chwytliwym stwierdzeniem, że Erasmus to najlepszy czas w życiu (choć to, o czym pisałam Wam tutaj, to święta prawda;) ). Program może pomóc, to fakt. Jednakże swoje życie możemy zmienić w każdym innym miejscu, w każdych innych okolicznościach.

Na mnie olśnienie spadło we Francji, na co wpływ miał splot różnych, zupełnie niepowiązanych ze sobą zdarzeń.


1. Pierwsza podróż autostopem

We Francji pierwszy raz spróbowałam autostopu. Dlaczego nie wcześniej? Nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Chyba nie byłam świadoma, jak wspaniałą jest on przygodą. Przed wyjazdem wiedziałam tylko, że chcę podróżować po Francji- kraju, który od dawna mnie fascynował. Budżet miałam ograniczony, TGV nie  jest tak tanie, jak nasze PKP. Trzeba było wymyślić coś innego. Chęć zrobienia czegoś szalonego- życie właśnie wywaliło mi się do góry nogami, dlatego jakoś nie bardzo mi zależało, czy mnie ktoś porwie, czy wywiezie na drugi koniec świata (wtedy jeszcze uważałam, że autostop jest szalenie niebezpieczny).

Pierwszy krótki stop z Arcachon do Bordeaux- około 100km. Tyle wystarczyło, aby załapać bakcyla! Zaowocował tysiącami stopowych kilometrów po mojej przepięknej Francji. Kolejny weekendowy trip do wymarzonego Carcasonne i Tuluzy. Pierwsze wędrówki z plecakiem pośród pól, pierwszy couchserfing, który do dzisiaj wspominam z atakami szaleńczego śmiechu. Pierwszy kontakt z podróżniczymi blogami, forami autostopowymi, totalna fascynacja wędrowniczym trybem życia. I po raz pierwszy w życiu tak silna wiara, że mogę spełnić swoje marzenia i ruszyć w świat :) Autostop stał się czymś więcej niż tylko darmowym środkiem transportu. Stał się przygodą, która dodawała (dodaje!) chęci do dalszego życia. Chyba już zawsze będzie kojarzył się z Francją i nieśmiałym: Vous allez ?, wypowiadanym po każdym zatrzymanym aucie. I zawsze dumnym: Nous sommes Polonaises! :)


2. Pierwszy couchserfing

Bardzo pasował mi do autostopu i taniego podróżowania. Podobnie jak autostopu, couchserfingu zaczęłam używać ze względu na ograniczony budżet, jednak dzisiaj nie wyobrażam sobie podróży bez używania tego portalu :) Ludzie, którzy widząc mnie po raz pierwszy w życiu, tak po prostu mi zaufali, przywrócili wiarę w dobroć i bezinteresowność. Dzięki temu zdałam sobie sprawę, że bycie różnym nie zawsze musi stwarzać przepaść. A wdzięczność, która we mnie narastała, jest w sercu po dzień dzisiejszy:) Kiedyś napiszę na ten temat więcej.

3. Zmierzenie się z własnymi obawami.

Bałam się... Och, czego to ja się nie bałam! Od kiedy pamiętam, zawsze miałam w sobie jakiś lęk.

Bałam się, że bariera językowa jest nie do pokonania. Tylko optymizm i wiara, że dam sobie radę, sprawiły, że nie uciekłam z pierwszych zajęć z Francuzami, gdzie nie rozumiałam praktycznie niczego. Bałam się podejść do ludzi na ulicy i zapytać o drogę. Bałam się odzywać. Bałam się, że jestem śmieszna. I mimo że mój francuski wciąż woła o pomstę do nieba , to dzisiaj wiem jedno- nie warto się bać! Większość lęków kreujemy we własnej głowie- często nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Najważniejsza lekcja, którą wciąż odrabiam- z mniejszym czy większym powodzeniem - wolę ryzykować i żałować, że spróbowałam, niż rozpaczać, że nie zrobiłam tego, czego pragnę.

4. Przygoda

Pierwszy autostop, pierwszy couchserfing. Ale też pierwsze spanie na plaży, pierwsza nocka na dworcu, pierwszy stop radiowozem, pierwsza kąpiel w oceanie. Nieplanowana impreza z poznanymi Francuzkami na trasie do Marsylii, facet oprowadzający nas po Tuluzie, odrzucanie propozycji matrymonialnych żonatego Murzyna, beztrosko kładącego się spać na podłodze w centrum dworca, wysiadka na środku autostrady, gdy serce krzyczało: Uciekaj! :) Ludzie gromadzący się wokół nas, z zainteresowaniem patrzący, co robimy, gdy od kilku godzin próbowałyśmy wyjechać z Marsylii, trzymając kciuk wyciągnięty przez siebie. Nieudany wyjazd z Paryża, kłótnia z Francuzem, finał przygody w przepięknym opactwie w Le Mont-Saint Michel. Objazdowa wycieczka po winnicach z Marokańczykiem. Hiszpan z winem i bisous. Autostop w każdy weekend, myślenie o kolejnej podróży, zanim jeszcze skończyła się jedna. I wiele, wiele innych zdarzeń, pełnych uśmiechu, lęku, czasami trwogi- ale zawsze wspominanych z uśmiechem i sentymentem.

5. Ludzie, przyjaciele.

Często wydaje mi się, że jestem sama. Samiutka jak palec. Samotna, zlękniona. Mogę liczyć tylko na siebie. A przecież tak kocham ludzi!

Wyjazd pokazał mi, że wokół są inni. Że ludzie są dobrzy, że są totalnie inni ode mnie, że często nie potrafię ich zrozumieć. Nie potrafię rozkminić, dlaczego postępują tak, a nie inaczej. Są inni, ale nie są gorsi. W inności odnalazłam inspirację, w inności odnajduję siłę.

"Jak z pamiętnika kartki" :)

Podróże we Francji przyniosły mi kilka dobrych znajomości, kilka życzliwych serc. I przyjaźń, która od lat była blisko, choć skrzętnie się ukrywała.  Pozdrowienia dla totalnie innego ode mnie, często kompletnie niezrozumianego stworzenia- ale jakże kochanego! Walczusia :)

Coś się skończyło po to, aby coś innego mogło się zacząć. Pełna wspomnień, niebawem wyruszam w świat. Znowu inna, wciąż jednak trochę zlękniona i ze smutnym sercem. Liczę na to, że znajdę to, czego szukam. Choć jeszcze chyba sama do końca nie wiem, co to jest. Mam nadzieję, że po raz kolejny poczuję w sobie zmianę.

Głęboko wierzę, że będzie to zmiana.. na lepsze!



6 komentarze:

Viv pisze...

Jaki wspaniały post! :) Ja dopiero zamierzam rozpocząć studia, a jednak również już myślę o Erasmusie :) wiem, że pewnie jest za wcześnie, ale... chciałabym :) a dzięki Tobie teraz moje lęki troszeczkę osłabły, a motywacja wzrosła :) najpierw jednak zamierzam dać z siebie wszystko tutaj. Mam nadzieję, że się uda. Zazdroszczę Ci bardzo tych wszystkich doświadczeń i przygód!
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję raz jeszcze! :)

Natalia pisze...

Hej Viv :) Bardzo się cieszę, że udało mi się trochę Cię zmotywować. O to właśnie chodzi- żebyśmy nawzajem czerpali z siebie inspiracje i skłaniali do refleksji ;) ! Ja jestem przekonana, że się uda. Nie ma czego zazdrościć, tylko samemu pakować plecak i ruszać w drogę :D To ja dziękuję :) Uściski! :)

Viv pisze...

PS. Natalio, czy mogłabyś mi powiedzieć...czy bardzo trudno jest się nauczyć francuskiego? Wiem, głupie pytanie, tym bardziej że uczyłam się go przez 6 lat ;) ale do dziś żałuję, że nauka języków jest czasami w szkole traktowana bardzo "po macoszemu" :( pytam, bo bardzo się stresuję tym, czy poradzę sobie z nim na studiach :( (o ile się dostanę, he he ;))

Natalia pisze...

Hmm, myślę, że trudno. Sama nie mogę się go nauczyć :D. A jest taki piękny! Chociaż ostatnio odpuściłam, bo mam inne sprawy na głowie. Francuski miałam przez trzy lata w liceum,później uczyłam się trochę dodatkowo na studiach i "przycisnęłam" z nauką przed wyjazdem do Francji. Jednak z chwilą wyjazdu umiałam naprawdę niewiele, teraz też nie uważam, żebym znała dobrze język :) Myślę, że nauczyć się tak, aby dobrze mówić, jest ciężko- francuski ma ciężką wymowę, Francuzi mówią szybko i wszystko zbija się w jedną całość, gramatyka też do prostych nie należy. Ale jeżeli mi się udało zdać egzaminy z prawa po francusku, a mój poziom języka naprawdę był bardzo niski, to gwarantuję Ci, że i Tobie się uda :) Będziesz studiowała filologię romańską? Pozdrawiam ciepło. PS- jeżeli chcesz rady dotyczącej pomocy naukowych, napisz na mój e-mail, wyślę Ci strony z których korzystałam przy nauce, są bardzo przydatne :) I w miarę możliwości postaram się odpowiedzieć na inne Twoje wątpliwości :)

Viv pisze...

Dzięki piękne za odpowiedź ;) tak, bardzo bym chciała się dostać na romanistykę, ale zobaczymy, czy mi się uda (jeszcze cały miesiąc w nerwach, nie wiem, jak to wytrzymam!)... Mam takie same spostrzeżenia co do francuskiego, mnie też się strasznie zlewa w mowie, gdy go słyszę. Jednak ostatnio zauważyłam, że pamiętam troszkę więcej, niż mi się zdawało, co mnie nieco podbudowało ;) I dziękuję za ofertę pomocy - teraz nie chcę zapeszać, jednak gdyby moje ciche marzenie się spełniło, od razu się do Ciebie zgłoszę mailowo ;)
Ślę pozdrowienia i raz jeszcze dziękuję! :)

Anonimowy pisze...

Zostałam wspomniana w poście! Jak dobrze powspominać Erasmusa! :)

Prześlij komentarz