Serio, to już?! Chyba lecę do Stanów.

wtorek, 16 czerwca 2015

Czas jak zwykle spłatał mi figla. Obiecywałam sobie, że do kolejnej podróży przygotuję się lepiej, wcześniej, dokładniej. Że się wyśpię, pożegnam, wyjadę z lekkim sercem. Nacieszę przyjaciółmi, kwitnącym Szczecinem i rodziną. Obejrzę odkładany przez sesję film o backpackerce, żeby nastroić się do podróżowania. Moje zorganizowanie jak zwykle pozostało w sferze wyobrażeń. Część spraw niedomkniętych, a ja....?

 ... a ja lecę spełnić marzenie i jutro o tej porze będę czekała znudzona na lotnisku w Warszawie na lot do Bostonu. Trochę samotna, trochę podekscytowana i pełna obaw, czy aby na pewno, pakując się na wariata, spakowałam wszystkie potrzebne dokumenty, czy urzędnik podczas rozmowy kontrolnej na lotnisku wpuści mnie na teren USA. Wszak tak często zdarzają mi się dziwne historie, których nigdy się nie spodziewam :)

Myślę o przyjaciołach i o tym, że już za nimi tęsknię. Że znowu lecę poszukiwać siebie, choć może już dawno powinnam  odnaleźć siebie w ludziach, którzy mnie otaczają. Myślę o Szczecinie, który jest piękny i który pokochałam całym sercem, co uświadomił mi ostatni miesiąc, mimo że w mieście tym spędziłam kilka lat. Tęsknię za domem, bo mylę się gdy mówię, że nie mam dokąd i do kogo wracać.


Jestem naiwna i tak straszliwie.... sentymentalna. Jednocześnie jakaś siła pcha mnie ku przygodzie, ku nowemu. Potrzebuję się sprawdzić i zobaczyć, jak żyje się setki tysięcy kilometrów od domu. Gdy biegnę i mam cel, mogę żyć bez wyrzutów sumienia i z nadzieją, że na mecie czeka na mnie harmonia i szczęście. Trzeba tylko czerpać radość z drobnostek i nigdy nie przestawać marzyć. Chyba właśnie dlatego wierzę, że będzie dobrze! Wszak nie lecę sama. Jest przy mnie On- niezależnie od tego, czy jestem w domu czy na końcu świata.

Plecak większy i cięższy ode mnie, ciuchy (jak nigdy) ograniczone do minimum. Książka, słówka, muzyka i przewodnik w podręcznym. Nadzieja na życzliwych i dobrych ludzi, na szczęście i odrobinę rozsądku. Chęć oddania dobrej części serducha ludziom - spakowana. Wiara, że jestem bezpieczna, bo nie jadę sama- nie do zdarcia.

Jeżeli nie zatopię się w odmętach Oceanu, nie zjedzą mnie paskudne robale albo napotkana w głębokim lesie zwierzyna, jeżeli nie umrę na zawał gdy uświadomię sobie, że zwiał mi ostatni bus i żaden szef na mnie nie czeka... Gdy dorwę wreszcie w tej dziurze przykrytej naturą przez Boga kawałek internetów - gwarantuję Wam, że będę pisać o wszystkim, co mnie zachwyci, wywoła uśmiech, zasmuci czy zezłości.

Trzymajcie kciuki!

PS- Najbardziej zabawne w tym wszystkim jest to, że lecę z ziemi polskiej do... Polski. Wyjaśnię w następnym poście :)


1 komentarze:

Viv pisze...

O rety, a to niespodzianka! :) Trzymam kciuki bardzo mocno i już się nie mogę doczekać, kiedy napiszesz coś zza Wielkiej Wody! :)
PS. Chyba rozumiem, co miałaś na myśli pisząc "znowu lecę poszukiwać siebie". Wydaje mi się, że dla pewnej grupy ludzi (także mnie), podróżowanie to... sposób życia :)
Powodzenia, Natalia!!! :)

Prześlij komentarz