Szlakiem winnic- czyli Bergerac i Saint-Émilion po marokańsku.

piątek, 2 stycznia 2015

Bordeaux ocieka winem. Kiedy przechadzacie się starymi, wąskimi uliczkami miasta, nietrudno wyobrazić sobie pulchne beczki  i zapach wina unoszący się w powietrzu. I o ile pisząc te słowa czuję ten zapach bardziej wyobraźnią niż nozdrzami, to nie da się ukryć, że miasto nie bez powodu kojarzy się większości Europejczykom z elegancką, czerwoną butelką wina, którego sama etykieta z napisem „Bordeaux” wywołuje jakiś dziki dreszczyk emocji, że oto właśnie jesteś w miejscu, gdzie na tak szeroką skalę owe wino się wytwarza.

Saint-Émilion
Cały region smakuje winem. Jak już Wam kiedyś wspominałam (klik), Bordeaux to jeden z większych obszarów winiarskich na świecie. Okolice Akwitanii pokryte rozległymi winnicami i będące siedzibami niezliczonej liczby châteaux, przyciągają miliony amatorów wina żądnych poznania tajników wytwarzania tego wspaniałego trunku. Jak się domyślacie jednym z takich miłośników wina jestem ja- dlatego nie mogłam odpuścić sobie wizyty w jednej z najbardziej znanych miejscowości winiarskich regionu- Saint-Émilion.

Los jednak w pierwszej kolejności poniósł nas do do Bergerac – miejscowości oddalonej ponad 100 km od Bordeaux.

Kiedy rankiem 11 listopada wędrowałyśmy podmiejskim autobusem, aby dostać się na odpowiednią wylotówkę, w planie wycieczki było tylko zobaczenie Saint-Émilion. Chcąc skorzystać z wolnego dnia na uczelni, postanowiłyśmy zobaczyć osławione średniowieczne miasteczko leżące w odległości około 45 km od Bordeaux. Kciuk, uśmiech - i po zaledwie kilku minutach mknęłyśmy już do celu z sympatycznym Marokańczykiem, z którym, jak się później okazało, przyszło spędzić nam nieco więcej czasu.

Marokańczyk jechał do Bergerac, gdzie miał do odebrania.. pralkę. Jako że Saint-Émilion leży na tej samej trasie, trafił nam się stop wprost do celu. Jednak podczas rozmowy coś mnie tknęło i gdy usłyszałam, że Marok zachwala uroki Bergerac bardziej niż Saint-Émilion, zaproponowałam, że pojedziemy z nim, na co Walczuś (i Marok) ochoczo przystali. Cały dzień przed nami, niewielka odległość do pokonania– dlaczego więc by nie skorzystać z okazji zobaczenia dwóch miejscowości?

Winnice
Przemiły mężczyzna wysadził nas w centrum miasteczka, po czym umówiliśmy się, że gdy skończymy zwiedzanie, damy mu znać i razem udamy się w drogę powrotną- Marok do Bordeaux, a my- do Saint-Emilion, gdzie wracając zgodził się nas wysadzić. 



Bergerac to przepiękne, malutkie miasteczko z niesamowitym klimatem. Dwie godziny spaceru wśród starych kamienic z uroczymi okiennicami wystarczyło, żeby zachwycić się specyficznym klimatem tworzonym przez ceglane domki, wąskie uliczki i.. pustki, które miło łechtały wyobraźnię pozwalając przenieść się jej oczami w odległe czasy. Spójrzcie sami- czyż Bergerac nie ma w sobie czegoś magicznego? :)


Na mój widok się tak nie cieszy :(

Gdy przyjechał po nas Marok (nie używam imienia, bo zwyczajnie go nie pamiętam- zawsze mam problem z zapamiętywaniem imion Marokańczyków), czekała nas niespodzianka- i nie mówię o słodkościach, które zakupił specjalnie dla nas. Mimo, że facet nie miał dużo czasu ( jak się później okazało- przez nas spóźnił się na spotkanie), postanowił pokazać nam zamek (chtâeau), leżący w okolicy Bergerac- w pakiecie trafiła się więc nam wycieczka do winnicy, przepiękne widoki i popołudnie spędzone w miłym towarzystwie :).



Naprawdę bardzo dobrze wspominam tego Marokańczyka- nie dość, że dzięki niemu miałyśmy transport i miłe popołudnie, to gdy wysadził nas w Saint-Émilion, z troską zapewniał, że jeżeli będziemy potrzebowały transportu powrotnego- wystarczy, że zadzwonimy, a on z chęcią po nas przyjedzie. I mimo że niektórzy sądzą, że nie można nazwać tego bezinteresownością- dla mnie to nieistotne - dzisiaj na pewno nie usłyszycie ode mnie, że nie wierzę w ludzi- tyle dobroci mnie tu spotkało (głównie podczas stopowych wycieczek), że mam tylko nadzieję w przyszłości odwdzięczyć się innym tym samym :).



 Saint-Emilion – pierwotny cel naszej wycieczki – chyba nie bez powodu nazywane jest najpiękniejszą wioską Akwitanii. Wąskie uliczki, wieże, zamek, średniowieczne domki – wszystko to tworzy niesamowity klimat i sprawia, że podobnie jak w Bergerac, można zapomnieć o doczesności i bez wyrzutów sumienia cieszyć oczy wioseczką jak... z bajki :). 


Otoczone winnicami Saint-Emilion zrobiło na mnie niesamowite wrażenie, ale chyba najlepszym wspomnieniem z tego miejsca jest usłyszenie po raz pierwszy Marsylianki na żywo (Francuzi 11 listopada świętują zakończenie wojny) i nagłe przebudzenie uczuć patriotycznych- bo słysząc hymn Francji, zgodnie z Walczusiem stwierdziłyśmy, że gdybyśmy usłyszały w tamtym momencie Mazurka Dąbrowskiego, to chyba wybuchnęłybyśmy płaczem. Wiem, wiem, dziwne jesteśmy, ale już tak mamy :).

Obchody 11 listopada we Francji - Saint-Émilion
Z Saint-Emilion wydostałyśmy się bez problemu- kilka kilometrów podwiozła nas dwójka przyjaciół- dziewczyna i chłopak, po czym gdy wysiadłyśmy z samochodu i wyciągnęłyśmy kciuk do przodu,niemalże po minucie zatrzymało się dwóch sympatycznych braci- Marokańczyków, z którymi dotarłyśmy do centrum Bordeaux. 


Podsumowując- winnice zdobyte, dzieci szczęśliwe, a dzień.. Dzień zakończony, w taki sam sposób, jak się zaczął - po marokańsku! :)


1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Aaa mam jego numer, a więc już spieszę z imieniem, to był Mustapha :D I ten zapach winnic w St Emilion...To był bardzo udany dzień, a od tego czasu nie było już stopa! :(

Prześlij komentarz